9
Początki techniki.
materjalnych zabytków, był zupełnie takim samym, jakim jest i dzisiaj. Po cóż więc mamy się starać o inne, niż obecnie widzimy, przedstawienie sobie wytworów ducha naszego, lub też zamiast niego podstawiać instynkt zwierząt wyższego rzędu, który nie wykazuje podobnego rozwoju, lub wreszcie przyjmować prosty przypadek, albo niemającą woli przyczynowość nieświadomej natury.
Teraz znowu powinniśmy zapytać, jakie to siły dają pierwszy popęd, co właściwie pobudza ducha, co podtrzymuje go na tej drodze, pełnej trudów, w walce z gorzkiemi zawodami, z obojętnością, a często nawet ze złośliwym oporem, które grożą wynalazkowi, temu rzeczywistemu początkowi całej techniki, na każdym stopniu jego rozwoju?
„Potrzeba jest matką wynalazków" głosi jedno z tych na poły prawdziwych przysłów, które bezmyślnie powtarzane, nie wprowadzając nic więcej, czynią rzeczywiste stosunki jeszcze więcej niezrozumiałemi. Myśl ta, ażeby powstanie wynalazku objaśniać uczuciem potrzeby, opiera się na tern sprawiedliwem usiłowaniu, iżby wszystkie możliwe zjawiska świata zewnętrznego sprowadzić do prawa mechanicznego. O ile bowiem objaśnienie opiera się więcej na prawie mechaniki, tern wydaje się nam zrozumialszem. Dążenie to niekiedy sprowadza na manowce. Natura ludzka bowiem nie jest tylko mechanizmem, porusza się często nawet inaczej, jak jej myśl logiczna wskazuje.
Gdyby potrzeba czyniła człowieka wynalazczym, to eskimosi i mieszkańcy Ziemi Ognistej byliby najwięcej wynalazczemi rasami na ziemi, dążenie zaś i zdolności wynalazcze zmniejszałyby się w miarę wzrostu kultury. Tymczasem jest wprost przeciwnie. Aby poznać jednak prawdziwe podniety wynalazcze, nie możemy również zwracać się do czasów pierwotnych, w których wykonane były pierwsze i najważniejsze wynalazki, gdyż o ich powstaniu nic pewnego nie wiemy, a wszystkie wyjaśnienia są, z natury rzeczy, obrazami fantazyjnemi, wytworzonemi przez jednego badacza na podstawie przypadkowego punktu widzenia, a kwestjowanemi już przez drugiego. Tylko przez pilne obserwowanie poprzednich dobrze znanych przypadków możemy dojść do celu, a takich w czasach ostatnich mamy ilość dostateczną do rozporządzenia.
Weźmy np. największy i najbardziej znany wynalazek z niedalekiej przeszłości — maszynę parową. Nikt z tych, którzy zadali sobie trud poznania owych czasów, nie zechce utrzymywać, że świat na początku XVIII stulecia uczuwał nietylko szczególnie silną, ale wogóle jakąkolwiek potrzebę wynalezienia maszyny parowej. Pierwszy statek z kołem łopatkowem, który wybudował Dyonizy Papin i, jak pisał do Leibnitza, chciał w Anglji zaopatrzyć go w „maszynę ogniową", gdyż tam miał nadzieję łatwiej urzeczywistnić swe idee przekształcające świat, został przez żeglarzy na Wezerze potłuczony w kawałki. Kilka lat wynalazca później umarł z nędzy niewiadomo dokładnie gdzie i kiedy. List jego ostatni, dotąd przechowywany, kończy się wyrazami: „Zapewne, mój panie, jestem w bardzo smutnem położeniu,
Wszechświat i człowiek.—Tom Y. 2