NDIGCZAS0034762531

NDIGCZAS0034762531



Historja jednej wycieczki. 213

zaczepić: to o pień drzewa, to o gałąź, to o patyk sterczący. Ileż razy leżałem pod nim! Ale najbardziej dał mi się we znaki na samym grzbiecie Dauszki. Wypadało nam przejść przez zrąb. Trzeba było przedzierać się przez krzaki i wiatrołomy, przełazić co chwila przez ogromne pnie powalonych drzew, najeżonych gałęziami — właśnie po to, aby rower miał o co zaczepić. Całą naszą pociechą były obficie rosnące maliny i borówki, które zresztą stanowiły tego dnia jedyne nasze pożywienie.

Piękny widok ze szczytu wynagrodził do pewnego stopnia poniesione trudy.

Przeszliśmy na drugą stronę w kierunku doliny Mizunki i tu było już znacznie lepiej. Dobrze utrzymane ścieżki w terenie lasów państwowych ułatwiały mi znacznie pochód z rowerem. Było już chyba popołudniu, gdyśmy zeszli wreszcie na gościniec w dolinie Mizunki, zrobiwszy jakich 10 km. drogi. Tak się odbyło pierwsze, zupełnie osobliwe i zapewne nie powtarzane dotychczas przejście pasma Dauszki z rowerem. Teraz mieliśmy jeszcze 16 km. gościńcem do domu. Ale w planie było prócz tego zwiedzenie wielkiej klauzy w Sobolu, t. j. przedłużenie drogi jeszcze o 14 km. Nasz zapał wycieczkowy był tak wielki, że mimo zmęczenia i głodu, mimo, że nasze trzewiki kończyły już całkiem stanowczo swój byt we właściwej sobie postaci, jakoś bardzo ciężko było nam odstąpić od nakreślonego planu. To też, kiedyśmy przyszli do miejsca, gdzie się zaczynała boczna droga do klauzy, zaczęliśmy się namyślać. Zdania były podzielone, więc zdaliśmy decyzję na łaskę losu. A losowanie odbyło się tak: wyciągnęliśmy jedyną pozostałą dwuhalerzówkę. Jeśli rzucona na ziemię padnie orzełkiem do góry, idziemy do Sobola, jeśli dwójką, do Mizunia. Wypadła dwójka i poszliśmy do Mizunia. Głód tak nam dokuczał, że za tę dwuhalerzówkę kupiliśmy po drodze od jakiegoś chłopa kromkę chleba. Ale chleb był tego rodzaju, żeśmy go jeść nie mogli.

Wycieczka nasza miała piękne i godne zakończenie. Parę kilometrów przed Mizuniem złapała nas już późnym wieczorem gwałtowna burza. Niebo poprostu oszalało. Ulewny deszcz, grzmoty i błyskawice towarzyszyły nam do samego domu.

Adam Lenkiewicz.


Przyszliśmy prawie na bosaki, przemoknięci, obdarci, wygłodzeni i zmęczeni, ale mimo wszystko pełni zadowolenia z powodu odbycia sześciodniowej wycieczki, która tyle nam zostawiła wspomnień na całe życie.


Wyszukiwarka

Podobne podstrony:
NDIGCZAS0034762513 Historja jednej wycieczki. 195Historja jednej wycieczki. 6,Z Gorganów”). Kto po
NDIGCZAS0034762515 Historja jednej wycieczki. 197 ludzi z miasta, choćby takich sobie akademików,
NDIGCZAS0034762517 Historja jednej wycieczki. 199 wietrznością naszego stanowiska. Ale trzeba było
NDIGCZAS0034762519 Historja jednej wycieczki. 201 mimo swej słabej orjentacji w płci zwierząt leśn
NDIGCZAS0034762521 Historja jednej wycieczki. 203 giem ciepłem. Obok zapas drzewa na całą noc. Byl
NDIGCZAS0034762523 Historja jednej wycieczki. 205 pokonać oporne cholewki. Wreszcie po śniadaniu i
NDIGCZAS0034762525 Historja jednej wycieczki. 207 Zostawiliśmy naszego informatora i poszliśmy dal
NDIGCZAS0034762527 Historja jednej wycieczki. 209 Wreszcie znaleźliśmy się na dole. Zdawało nam
NDIGCZAS0034762529 Historja jednej wycieczki. 211 gościńcem i ścieżkami popod Łysą, stanąłem na po
historia jednej znajomości001 tif 2)    Szłaś przez skwer, z tyłu pies „Głos Wybrzeża
Polska W Piosence Romantyczne?llady(back) PŁYTA 1 Przytul mnie 1. Czerwone Gitary • Historia jednej
12 (2) 56 2. MSP - meandry historii rozprzestrzenianiu się na coraz to nowe sektory i w skali międz
historia jednej znajomości tif J-60*Historia jedne] znajomości (K. Klenaon -J. Koisela) Sla- la- la-

więcej podobnych podstron