Kronika 273
skupiać wszelka doskonałość, ale wogóle staje sie ona ośrodkiem świata. Obyczaj przyniósU taką egzagerację w tych wypadkach, i obyczaj też przyniósł, że nikt jej nie bierze zbyt na serjo Tę stronę sprawy moglibyśmy zatem pominąć. Ale gdy w świadomości autora skupiają się w taternictwie jak w soczewce wszystkie promienie światła, przeciw czemu jako przeciw osobistemu nastrojowi, nic nie mamy — to mamy bardzo wiele przeciwko konsekwencjom, które on z tego nastroju wyprowadza. Wedle jego mniemania prawdziwym taternikiem nie jest ten, który chodzi sobie poprostu po Tatrach, umie chodzić, orjentować się, patrzeć, a prze-dewszystkięm umie chłonąć w siebie dobra duchowe, które Tatry dają i kochać je, — ale dla przyjęcia do cechu potrzeba znajomości historji pierwszych wejść, trawersów, warjantów, etc., jednem słowem napełnienia sobie głowy aż do zupełnego wyjałowienia serca najniepotrzebniejszemi na świecie wiadomościami. Cobyśmy powiedzieli o tancerzu, który na miejsce wdzięku, swobody i radości za sedno swojej sztuki uważałby znajomość historji tańca ?, — cobyśmy powiedzieli o kochanku, który zbliżając się do przedmiotu swej miłości uważałby za stosowne przestudjować przedtem starożytny podręcznik kunsztu kochania, indyjskie Kama-sutram, gdzie poklasyfiko-wano pocałunki i ich warjanty, przytaczając kontrowersje uczonych ? Taternictwo nie jest zawodem i nie powinno nigdy nim zostać ; zwyrodnienie każdego sportu, i idąca za tern zupełna jego bezpożyteczność, zaczyna się z chwilą zmienienia go w zawód. Zapewne, że mogą być pożyteczni ludzie nieliczni, którzy się w tej dziedzinie zawodowo specjalizują jako przewodnicy lub nauczyciele, takich jednak, o ile chodzi o Tatry, dosyć jest zaledwie kilku. Dla innych taternictwo ma być źródłem orzeźwienia i siły, polem szerokiego oddechu, wolnego od trosk i drobiazgowości codziennego życia, a nie polem uprawiania biurokratycznego pedantyzmu i scholastycznej gadaniny o rozmaitych lapaljach. Przekonany jestem, co więcej wiem napewne, że i autor artykułu jest taternikiem w tern szerokiem i zdro-wem znaczeniu, i że jego teorja nie idzie zgoła w parze z praktyką; i dlatego właśnie zastanawia mię to, zkąd się wzięła taka teorja
Nie na tern koniec.
Autor stawia za szczególnie godny polecenia cel drobiazgowe, monograficzne opracowywanie — nie można już powiedzieć pewnych okolic — ale pewnych ułamków i zakątków górskiego grzbietu, i stawia pewien program takich monografij, program znów zupełnie fałszywy. Dajmy na to że chodzi o monografję grupy Tatr od przełęczy Świnnickiej do Zawratu. Otóż tu, wedle schematu programowego, ma się badać i opisywać nietylko tektonikę tej grupy, wszystkie jej załomy, żleby, kominki, ławki, bodaj kamienie pojedyncze, ale także jej geologję, florę i faunę — przy pomocy ewentualnie „zawodowych kolegów44. Leży w tern zupełne pomieszanie pojęć taternictwa z jednej strony, studjum turystyczno-opisowego z drugiej, a wreszcie nauki z trzeciej. Są to wszystko rzeczy nie mające ze sobą żadnego związku. Można być wprawdzie taternikiem będąc turystycznym monografistą albo naukowym przyrodnikiem, można jednakże być nim i bez tego, a w żadnym razie te zajęcia komasowane być nie mogą. Inaczej dochodzi się do absurdów. Topografja turystyczna jest zgoła inna niż topografja np. geologiczna lub botaniczna ; jakaś grupa skał, choćby nawet była pewną całostką turystyczną, nie jest tern samem żadną całostka geologiczną czy botaniczną. Dlatego geolog i botanik musi chodzić swemi własnemi drogami i oddzielić w sobie taternika od uczonego, inaczej i taternictwo i nauka źle na tern wychodzą. Monografja botaniczna grupy skał od przełęczy Swin-nickiej do Zawratu byłaby czemś w rodzaju monografji lewej dziurki od nosa Szmula Mandelbauma (młodszego) z Kopytkowic (dolnych)!
Jak bardzo pomieszane są tu rzeczy zgoła różne, należące do odrębnych dziedzin i nie dające się nakryć jedną i tą samą taternicką opończą, dowodzi może jeszcze jaskrawiej fakt, że autor, mówiąc
0 przyszłych drogach taternictwa, zapuścił się aż w dziedzinę sztuki. Ażeby powiązać jakoś taternictwo z malarstwem, doszedł on do wniosku że powinno powstać malarstwo taternickie na wzór i podobieństwo malarstwa botanicznego; miałoby ono uwieczniać walkę taternika z górską przyrodą. Rzecz jasna że ta sprawa niema nic z taternictwem i z jego przyszłością wspólnego
1 nie może wchodzić do taternickiego programu, — niezależnie jednak od tego cała myśl jest tu z gruntu chybioną. Na dowód dość przyjrzeć się byle jakiej wysokogórskiej fotografji aby zrozumieć że człowiek jest w tym krajobrazie czemś obcem czemś przeciwnem jego charakterowi, czemś nie-ochybnie psującem wrażenie. W krajobrazie
18