pŁatoN.
każe, że ostatnie wyniki nie zupełnie odpowiadają nadziejom, pokładanym przez autora w nieomylności swej metody. A nie tylko wyniki praktyczne, które zawsze rozstrzygają o wartości postępowania naukowego, zostawiają dużo do życzenia, nawet sam wykład metody nasuwa wątpliwości poważne. Słyszeliśmy, jak kapłanka z Mantynei kazała od podziwiania pięknych postaci przejść czem prędzej do ogólnej idei piękności, powtarzającej się w wszystkich ciałach. Potem mamy od piękności zmysłowej wznieść się do nierównie doskonalszej piękności dusz, od tej znowu do piękności, przebijającej w instytucyach sp decznych, naukach i sztukach. Jest to rozumna, prawidłowa indukcya którą zalecał Sokrates, a pochwali każdy estetyk nowożytny. Ale zostaje krok jeden do zrobienia, najważniejszy. Należy porzucić wszystkie więzy cielesne, jednostkowe, społeczne, czy narodowe 1 wypłynąć na szerokie morze piękności bezwzględnej, aby stanąć u końca drogi, gdzie ogląda się piękność nieśmiertelną, niezmienną, najwyższą Ona jest prawdą i cnotą i wiedzą i daje nieśmiertelność tym, którzy do niej przylgnęlix). To prześliczne! Ale gdzie przebywa ta piękność nieskończona? Jakże do niej się dostać? Jaką władzą duszy ją objąć? Dopóki jej przypatrujemy się wcielonej w naukach i sztukach, posługujemy się rozumem i zmysłami, ale to szczebel przedostatni. Jeżeli go opuszczamy, wyrzekłszy się równocześnie, wedle rady Platona, pomocy zmysłów i rozumu, tracimy ostatni punkt oparcia w mozolnym pochodzie 1 musimy powierzyć się dialektyce, aby na jej skrzydłach wzlecieć ku słońcu. Bo właściwie dialektyka, przynajmniej wyższa, a z nią nauka prawdziwa, zaczyna się wtedy dopiero, gdy straciliśmy z oczu doczesność i zmysłowe kształty Ale czy to jeszcze ta sama sztuka, którą władał Sokrates a Platon opisuje w P'edrosie ? Sprowadzanie szczegółów do wspólnego pojęcia jest tylko możebne w świecie zmysłowym i tylko w jego granicach ma znaczenie zrozumiałe; tak samo dzielenie pojęcia na części składowe sprawdzić się nie daje bez doświadczenia zmysłów. Jeżeli tedy dialektyka ma być zawsze połączeniem indukcyi i dedukcyi, wypadnie chyba obu czynnościom nadać sens nowy, niezwykły. To pewna, że w świecie pozazmy-słowym, do którego przenieść się mamy, nie istnieją żadne szczegóły ni osobniki w zwykłem zrozumieniu, zatem nie można ich zbierać ani dzielić, a wtedy słuszna budzi się obawa, że metoda
’) Zob. str. 346 tego tomu i nast.