48
kach — i kilka niewysokich stopni, wiodących doń ze dworu.
Dżjanha został przy renach, a Ujbanczyk, starannie otrzepawszy się ze śniegu wszedł na ganek i nieśmiało pociągnął rzemień wiszący zamiast klamki u dużych, ciężkich drzwi, obszytych kosmatą krowią skórą.
Naprzeciw wejścia w izbebce czarnej, dusznej, brudnej, tyłem do drzwi zwrócony, siedział przy stole, pochylony nad książką mężczyzna w kożuchu i czapce. Na szmer, zrobiony przez Ujbanczyka obejrzał się, ale poznawszy we wchodzącym Jakuta, nie rzekłszy słowa* zagłębił się napowrót w czytanie. Ujbanczyk oparty o framugę stał cicho, bez ruchu, uważnie rozglądając się po pokoju. Ze wszystkich jego kątów wyglądał niedostatek, niedbalstwo, czy też nieudolność lokatora. Na podłodze, widocznie dawno niezamiecio-nej, wzorzysto mieniły się floresy kurzu, zostawionego niewprawną miotłą na nizkiem ognisku, gdzie stały mocno zakopcone czajnik i saganek, piętrzyły się całe stosy popiołu i węgli ; ze ścian wyklejonych niegdyś gazetami, zwieszał się obdarty papier, pajęczyna, a pod pułapem od okien, zakrytych lodowa-temi szybami, z węgłów, ubielonych mroźnym wykwitem szronu, unosił się lekki opar zimnego, z zewnątrz wdzierającego się powietrza. Łożko, naprędce sklecone, z desek, umieszczonych na grubych koszia-wych kozłach, tak ubogo nędznie było zasłane, że nawet Ujbanczyka, przyzwyczajonego do niewygód, litość zdjęła. Atmosfera pokoju była przesiąknięta staremi pomyjami, stęchlizną i tanim tytuniem. A wszystkie przedmioty, począwszy od miotły i szaflika około drzwi, prostego stołka bez poręczy, na środku izby, a kończąc na filiżankach do herbaty z bochenkiem razowego chleba na stole i butach, wyglądających