225
Zmąciło się, zawrzało w spokojnie do zimowego snu układających się sadybach: opowiadano przerażające szczegóły, przerabiając je coraz inaczej wtarzano legendę o czukockim czarowniku, który postanowił wroga odpędzić, trzy dni nie jadł nic, nie pił, w bęben bił, czarował, w końcu ustąpił i tern wydał swe plemię na zgubę. Opowiadano także o innym bogatym czukczy, który przebił się z rozpaczy, zostawszy sam jeden; i wiele podobnych rzeczy. Na niebie i na ziemi, jak u nas przed wojną, spostrzegano różne prorocze znaki, rozgłaszano sny wieszcze, aż wreszcie udała się gmina do starego Mateusza z prośbą, aby powróżył. Stary przyszedł właśnie do Andrzeja, gdzie się zebrało kilku co najszanowniejszych, więc dalej prosić.
— Nie ustawa! Co komu przeznaczone, to przeznaczone — wykręcał się czas jakiś; wreszcie zgodził się, siadł przed ogniem, siwą głowę na piersi zwiesił i zażądał fajeczki z tytuniem. Wypalił fajkę, dym połknął, zimnej wody się napił i, znowu zwiesiwszy głowę, siedział bez ruchu. W jurcie uroczysta panowała cisza; ludzie zdawało się nie śmieli oddychać, tylko ogień potrzaskiwał, rzucając daleko na środek izby krwawe blaski i żarzące się węgielki. Upłynęła tak długa chwila, już ktoś bąknął, że pewnie z tego nic nie będzie, gdy stary podniósł się nagle, kilka kroków postąpił zataczając się, i stanął wyprostowany. Oczy przysłonił dłonią niby daszkiem, rozejrzał się uważnie po ciemnych kątach, pobladłych twarzach stojących dokoła ludzi i szepnął:
— Mgła! mgła! nie widzę nic... Opuściły mnie moje duchy... Przybyły z południa człowiek poruszył ziemię. Idąc, skrzypi łyżami... — schwyciły go kon-wulsye i, wijąc się, upadł na ziemię.
Na Pawle, obecnym w izbie, scena ta nadzwy-
Na kresach lasów.
kieh
15