135
Opowiadanie dla dzieci.
zanurza mu w skórę i usiłuje go porwać. Zajączek był tłusty, ciężki, niełatwo go było unieść, więc zaczął się szarpać i wydzierać sowie. Ptak widzi, że nie da sobie rady z tym zającem. Chce go zostawić, ale szpony tak głęboko weszły w ciało, że niepodobna ich było wydobyć.
Szamotała się sowa z zającem, długo walczyła, aż nareszcie udało jej się wyswobodzić, ale w tej utarczce złamała dwa szpony. Zajączek też był bardzo poraniony; kilka dni nie wychodził ze swego domku, tak go wszystko bolało.
Zato od tego czasu stał się jeszcze ostrożniejszym i teraz lada szmer spadającego listka wypłasza go z kryjówki.
Anusia.
Anusia była małą dziewczynką. Mieszkała na przedmieściu, w małym drewnianym domku.
Matka Anusi była bardzo ubogą. Od rana wychodziła na robotę i wracała dopiero nad wieczorem.
— Masz tu w garnuszku trochę kaszy, Anusiu — mówi do córki — a w butelce mleko, zjesz sobie w południe, a jeżeli będziesz głodna, to weź kawałek chleba.
— Dobrze matuchno, dobrze — odpowie dziewczynka.
Po odejściu matki, Anusia zabiera się do sprzątania:
bierze miotłę i zamiata izbę. A miotła ciężka, ledwie udźwignąć ją może. Wymiotła śmieci ze wszystkich kątów i aż się zarumieniła ze zmęczenia.
— Teraz stój w kącie, ty grubasie, pocoś mnie tak zmęczyła.
Potem ściera kurz ze sprzętów.
Robota nie trwa długo, pokoik tylko jeden i mebli w nim niewiele: łóżko, stół, komoda, półki i dwa krzesła, ale Anusia ma jeszcze kwiatki na oknie, więc je co rano podlewa, wyciera listki z kurzu i bardzo się cieszy, gdy nowy listek się rozwinie.
Jeżeli jest ładnie, dziewczynka wybiega na podwórko i bawi się z dziećmi sąsiadów.
1 tak jej dzień cały schodzi.
Wieczorem, gdy gromadnie idą robotnicy z fabryk, Anusia siada na schodkach i czeka na matkę, bo i ona wraca o tej porze.