pasażerom. Był kapitan, albo nawet dwóch kapitanów. Ale statek ten (nazywał się „Józef Piłsudski”) nigdy nie opuścił portu, gdyż zarekwirowano go na skutek nieopłacenia należności i został potem sprzedany z licytacji. Wszystkie akcje stały się najzupełniej bezwartościowe i jeszcze dotychczas można spotkać w Ameryce rozgoryczonych, którzy włożyli w te akcje duże pieniądze i — jak sami opowiadają — mogliby ściany mieszkania nimi wykleić39.
Toteż byłem bardzo oburzony na wystąpienie Sprunga i nawet zareagowałem na to specjalnym artykułem podkreślając, że Sprung wystąpił bez porozumienia ze mną i że jestem zupełnie przeciwny takiemu ujmowaniu sprawy. Sprung się obraził, zareagował artykułem ubliżającym mnie osobiście i przez jakiś czas po prostu unikałem spotykania się z nim. Przed zjazdem w Katowicach zjawił się u mnie, próbował wszystko wytłumaczyć swoimi najlepszymi zamiarami, po czym przeszedłem nad tym do porządku dziennego. Po zjeździe w Katowicach, żeby nie było wrażenia, że od razu powstają waśnie, w jednym z artykułów zaznaczyłem, iż doszliśmy do porozumienia.
Jadąc pociągiem, rozmawialiśmy z dyrektorem Sikorskim, który miał teraz wprowadzić w czyn uchwałę zjazdu; byliśmy najlepszej myśli. Zdawaliśmy sobie sprawę, że cała sprawa jest jeszcze dość daleka od wprowadzenia w czyn i mamy jeszcze przed sobą wiele trudności. Jednakowoż liczyliśmy się z tym, że do pracy weźmie się kupiectwo zachodniej Polski, a charakter i usposobienie tych ludzi był taki, że można było im zaufać i wierzyć, iż słowa ich nie pozostaną tylko słowami, a przekształcą się w czyn.
39 Sprawa dotyczy powstałego w Stanach Zjednoczonych w 1919 r. Polsko--Ameiykańskiego Towarzystwa Żeglugi Morskiej (Polish-American Navigation Corporation), które zapewniło sobie udział około 30 tys. akcjonariuszy z Polonii. Kapitał zakładowy obrócono na zakup 7 towarowców, a w 1921 r. zakupiono dwa statki pasażersko-towarowe. Jednym z nich był wspomniany tu „Józef Piłsudski”. Nie został zarejestrowany w Polsce, ale podniesiono na nim banderę polską. Zaangażowano nawet polską załogę, lecz nie otrzymano subwencji rządu polskiego na remont i statek został w 1922 r. sprzedany Niemcom. Towarzystwo, które zakupiło swe statki po wysokich cenach, musiało płacić raty w okresie silnego spadku stawek frachtowych. Doszło więc do zajęcia i sprzedaży statków. „Tak upadło pierwsze w historii polskie przedsiębiorstwo armatorskie na szlaku atlantyckim”. Zob. W. J. Urbanowicz, Transatlantyki, Gdańsk 1977, s. 189.
308