Nie zgodziłem się z arbitralną i bezapelacyjną decyzją dyrektora Departamentu i przy każdym spotkaniu z ministrem Zarzyckim nie omijałem sposobności, żeby przedłożyć mu swoją prośbę o powrót na statek. Minister Zarzycki, który bardzo dobrze do mnie się odnosił i który zawsze cierpliwie mnie wysłuchiwał, w końcu przychylił się do mojej prośby i w styczniu roku 1933 zdałem swoje obowiązki panu Gustawowi Kańskiemu, sam zaś wróciłem na starego znajomego „Pułaskiego” i pojechałem do Nowego Jorku.
Tak więc znowu nie udało mi się osiąść na lądzie. Kilkumiesięczna przerwa w pływaniu, nietrudne urzędowanie w biurze w ciągu trzech miesięcy dały mi dobry odpoczynek i znowu pełen energii i zapału wróciłem do pracy na naszych transatlantykach.
Rok 1933 miał przynieść interesujące zmiany. Palestyna kolonizowała się intensywnie i dużo Żydów wyjeżdżało z Polski drogą na Triest. Dyrektor Leszczyński, mając na względzie wzajemny interes Żydów i Linii, zawarł z żydowskimi władzami emigracyjnymi umowę, na podstawie której „Polonia” miała przejść na Morze Czarne i zabierać pasażerów żydowskich z Konstancy do Hajfy.
Zaledwie zdążyłem się zadomowić na „Pułaskim”, gdy po odbyciu paru podróży udzielono mi w marcu urlopu, który spędziłem z korzyścią, gdyż po raz pierwszy w życiu wyjechałem do Zakopanego, gdzie po amatorsku przez cały dzień od wczesnego rana do późnego wieczora używałem nart i słońca. Piękna była wiosna w Zakopanem w tamtym roku, śnieg duży i wszyscy narciarze używali do syta. Ku końcowi mego pobytu słońce wzięło przewagę, wszystko zaczęło topnieć. Wstąpiłem do Krakowa, który zwiedziłem jak prawdziwy turysta, po czym wróciłem do Gdyni objąć dowództwo „Polonii” wcześniej w tym roku, ażeby zrobić wycieczkę na Morze Śródziemne.
3 kwietnia wyruszyliśmy z zimnej jeszcze Gdyni, żeby podczas wycieczki odwiedzić Lizbonę, Malagę, Casablankę, Śewillę i Antwerpię.
Pogodę mieliśmy cały czas piękną i wiosenną. Święta Wiel-kiejnocy wypadły nam między Malagą a Sewillą. Nie po raz pierwszy byłem poza domem i z daleka od swoich w czasie tych świąt. Ale podróżni moi czuli się nieswojo, aż nastrój się
359