wsze bardzo gorące. Aby osłodzić garnuszek, trzeba było zbierać cukier z dwu dni. Inaczej nie czuło się go wcale.
Po śniadaniu prowierka. Wszystkie musimy siąść na łóżkach, a kor-puśny z dyżurnym liczą nas. Trwa to zawsze bardzo długo, bo ciągle się mylą i nigdy im się stan nie zgadza. Zaczynają więc od początku. Kor-puśny liczy sobie, dyżurny sobie. Znowu źle! Umiejątak kilka razy. Złoszczą się. Czasem każą nam stawać na łóżkach, żeby im było łatwiej. Z rzędów pospolitych ktoś im proponuje drwiąco, żeby zdjęli buty i liczyli też na palcach nóg. No, wreszcie doliczyli się i poszli.
Po prowierce sprzątanie. Codziennie dwie inne dyżurne wyznacza się spomiędzy nas. Dyżury idą kolejką, po łóżkach.
Pierwszym obowiązkiem jest wyniesienie rano parasz, wtedy gdy cała cela idzie na oprawkę do umywalni. Kubły są z nocy tak pełne i tak ciężkie, że nieść ich żadna z nas nie próbuje nawet. Ciągnie się je więc tylko po podłodze. Ale ponieważ podłoga jest nierówna, a ucha bardzo krótkie, jest niepodobieństwem wprost nie zachlapać sobie przy tym rąk. Z czasem nie robiło to już żadnego wrażenia, zwłaszcza że parasze te trzeba było jeszcze wyszorować i wypłukać w środku.
Czymś, co się szumnie nazywało miotłą, a było kilkoma szmatą związanymi patykami, zamiatało się najpierw celę, a raczej tylko meander przesmyków między łóżkami. Co się pod łóżkami działo, to już nikogo nie obchodziło! Dość było roboty i z tym. Niedopałki papierosów, głowy ryb, łupy z cebuli i czosnku, zaschnięte chlasty pęcaku, włosy... Potem trzeba było te przesmyki szorować. To było już bardzo obrzydliwe. Oślizłe, o skisłym zapachu strzępy ścierek płukało się daremnie w gęstej jak zupa wodzie, pełnej po krótkim już czasie błota, włosów, ości i kaszy. W dodatku pospolite urządziły sobie pewnego rodzaju sport z kopania wtedy w siedzenie czołgających się przy ich łóżkach politycznych i graniczniczek. Bez różnych zjadliwych uwag na temat,jaśnie pań” nie obyło się też nigdy.
Najgorszą częścią podłogi do mycia są deski wokół paraszek. Trzeba dobrze nad sobą panować, żeby nie zemdliło człowieka. Kubły były stanowczo za małe na tę ilość osób, a zwyczaje różnych naszych współto-warzyszek - szerokie. W ogóle kwestia tych parasz to była nasza zmora! Dzięki nieszczelności pokryw w straszliwy sposób zatruwały powietrze, a następnie ustrzeżenie się przed tym, aby zawartość ich nie opryskała nieszczęsnego, muszącego z nich korzystać człowieka - prawie niemoż-
48