WIELKI KSIĄŻĘ
Tak wspominał Mikołaj. Była to jednak najpewniej tak chętnie stosowana przez władców formuła, gdy trzeba było odpowiadać za przelaną krew - ja tego nie chciałem, ale doradcy nalegali.
W istocie Mikołaj lubił historię i znał słynne zdanie Bonapartego. Młody Bonaparte, przypatrując się tłumowi, który zagarnął pałac francuskiego króla, powiedział: „ Cóż za osioł z tego króla! Wystarczyłaby bateria, żeby rozpędzić ten motłoch!". (Zwyciężony Napoleon pozostawał bożyszczem dla rosyjskich zwycięzców).
Mikołaj sam dowodził artylerią; chciał pomścić ojca i dziada. Przede wszystkim jednak chciał się zemścić za własny strach.
W Pałacu Zimowym znakomici dostojnicy, którzy w orderach i wstęgach przybyli dla złożenia przysięgi, siedzieli w milczeniu pod ścianami, w dręczącym oczekiwaniu, kto zwycięży.
Nagle olbrzymie okna pałacu rozjarzyły się niczym rozjaśnione błyskawicami. Rozległ się głuchy grzmot. To odezwały się armaty. Pierwszy wystrzał był ostrzegawczy - pocisk przeleciał nad głowami buntowników i ugodził w budynek Senatu. Utkwił w murze. Mikołaj przez kilka lat nie zgadzał się na jego usunięcie. Zostawił go tam jako przestrogę dla szalonych głów. Powstańcy odpowiedzieli bezładnym ogniem i okrzykami:
- Hura Konstytucja! Hura Konstanty!
Już następna salwa skierowana wprost na nich sprawiła, że się bezładnie rozpierzchli.
Usłyszawszy salwę armatnią, babka Aleksandra krzyknęła:
- O mój Boże! Co o nas powie Europa! Mój syn obejmuje tron we krwi!
Najmłodszy brat Michał uspokoił jednak „najdroższą Mateczkę":
- To jest zła, nieczysta krew!
Wszyscy dokoła zaczęli radośnie żegnać się znakiem krzyża. Dostojnicy zrozumieli, że oto pojawił się prawdziwy gospodarz ziemi rosyjskiej - surowy car. Matka kazała też przeżegnać się Saszy.
Potem wbiegł papa, objął babkę, matkę i dzieci. Wszyscy niezwłocznie udali się do wielkiej pałacowej cerkwi. Tam na kolanach modlili się i dziękowali Bogu za ratunek.
Potem małego Aleksandra ubrano w paradny huzarski mundurek i kamerdyner babki wyniósł go na pałacowy dziedziniec. Tam oświetleni blaskiem ognisk czekali na niego ojciec i gwardziści. Był to właśnie ten batalion saperów, który uratował pałac.
Mikołaj wziął syna na ręce i unosząc go, wykrzyknął:
- Oto, dzieci, mój następca, służcie mu wiernie.
52