dzisz zakazanych twarzy, nie patrzysz na bójki i na pląsy umazanej sadzą Zośki. Mniejsza z tym, że tuż obok ciebie leży matołek-żebraczka, plująca na złość innym dokoła siebie, i że wszy łażą jej po poduszce. Nie ogolili jej biednego, głupiego łba i we włosach naniosła ich na celę. Najważniejsze, że nikt nic nie gada, że w ogóle mało kto się odzywa. Jest nas tu tylko osiem, w tym kilka poważnie chorych.
Obok mnie, z drugiej strony, leży Kalmuk, biedna, nieszczęśliwa Helena Kalmuk, odesłana tu z Zamarstynowa. Ma twarz tak obrzękłą, że jej oczu nie widać, ostatnie stadium gruźlicy i miazgę z nerek. Ledwie mówi. Kiedy musi wstać, czepia się łóżka i ścian i ledwie sunie, wpółzgięta z bólu. Młodą, znaną w świecie sportowym lekkoatletkę, długoletniego członka POWK, odesłali po śledztwie z Zamarstynowa ludzką ruiną, strzępem, kaleką. O śledztwie jej opowiadano mi potem potworne, trudne wprost do powtórzenia rzeczy, ale od niej samej wiem tylko o tych uszkodzonych w czasie tortur nerkach, więc tylko to notuję. Umarła wkrótce potem.
Na drugim łóżku pani Nieduszyńska. Siwa, około pięćdziesięciu kilku lat kobieta. Nie znała czy nie chciała podać adresu brata, który chcieli od niej wydobyć na śledztwie. Też na Zamarstynowie. Umarła w krótki czas potem.
Dalej Helena Żak, złapana na granicy. Wracała z bratem do rodziny. Śliczna, osiemnastoletnia dziewczyna o twarzy Brygidy Heim. Jest w ostatnim stadium suchot. Dostała zapalenia płuc w bani czy w karcerze -nie pamiętam. Nie przetrzymała zimy.
Za nią Rosjanka, żona komandira, postrzelona w głowę w czasie zagadkowego morderstwa innego komandira. Ma twarz naiwnej dziewczynki i wygląda najwyżej na kilkanaście lat. Opowiada całe zajście dość bałamutnie. Twierdzi, że była tak pijana - rzecz działa się w rowie - że nie wie ani kto kogo zastrzelił, ani kto postrzelił ją. Oprzytomniała dopiero w więziennym szpitalu. Teraz ją leczą przed rozprawą.
Na łóżku przy drzwiach majaczy młoda Ukrainka. Ma kompres na oczach i widać jej tylko spieczone gorączką, dziecinne naiwne usta. Nikt do niej godzinami nie podchodzi. Przynieśli ją na noszach i zrzucili w łóżko. Kompres dała jej któraś z nas.
Doktorów mamy różnych. Jeden to Żyd ze Lwowa, reszta oni. Naczelnik bolnicy jeden jedyny wygląda na człowieka i po ludzku traktuje chorych. Ten lwowski Żyd boi się własnego cienia i z samego strachu jest
67