i systematycznego uczenia się pamięciowego. Przedkładając chłopięce figle nad nudne zajęcia, nie mógł podporządkować się rygorowi szkolnemu. Z wielkim trudem doszedł tylko do niższej tercji. Wobec niepowodzenia Edmunda w gimnazjum ojciec oddał go do szkoły handlowej, której również nie ukończył. Dzień, w którym Edmund zakomunikował ojcu o niechlubnym zakończeniu swej edukacji, nie należał do najprzyjemniejszych w jego życiu. Pan Fryderyk nie zwykł był pobłażać swoim synom i choć poświęcał im mało czasu, jednak decyzje w sprawach zasadniczych podejmował samodzielnie, nie znosząc sprzeciwu. Oświadczenie młokosa wywołało niebywałą irytację pana Fryderyka.
— Przynosisz wstyd swojej rodzinie Edmundzie — grzmiał donośnie ojciec. — Gimnazjum nie skończyłeś, a teraz ta sama historia ze szkołą handlową. Jesteś leniem, chłopakiem bez woli, który nic nie zdziała w życiu. Dlaczego nie bierzesz przykładu z Oskara? Z niego jestem dumny, ty przysparzasz nam tylko samych kłopotów, przez ciebie matka nie sypia. Zauważyłeś chyba, że ze zgryzoty posrebrzyły się jej włosy.
Edmund stał przed ojcem ze spuszczoną głową, ciemna czupryna opadła mu na czoło, tarł nerwowo dłonie. Wreszcie po długiej chwili milczenia, która zapanowała po monologu ojca, rzekł:
— Ojcze, szkoła mi obrzydła, nie interesują mnie przedmioty wykładowe, nie jestem w stanie zmuszać się do tego, co mnie mierzi. Nie chcę i nie będę dalej się męczyć, dłużej nie wytrzymam. Nigdy nie będę kupcem, po co więc to wszystko.
Oczy Edmunda błyszczały podnieceniem, na policzki wystąpiły mu rumieńce. Zdawało się, że lada chwila przypadnie do nóg ojcowskich z błagalna prośba.
Pan Fryderyk wpadł w jeszcze większe rozdrażnienie, podkręcał zamaszyście wąsa, a twarz jego czerwieniała coraz bardziej.
— A cóż waćpan zamierza dalej robić z tak pięknie zakończoną edukacją? — spytał ironicznie.
— Ojcze, pozwól mi pójść do wojska, zaciągnę się choćby do pruskiego, byle zobaczyć trochę świata, zdobyć stopnie oficerskie...
Nie dokończył — ojciec twardą pięścią uderzył w blat stołu, aż zadźwięczały stojące na nim szklanki.
— Do pruskiego, powiadasz, po przygody wojenne... Tego jeszcze w moim domu nie było! Ty jesteś Polakiem! Nie, to niemożliwe, jesteś moim synem... Jak możesz, synu?
Przerażony Edmund patrzył na ojca, nie rozumiejąc, o co chodzi. Wyjawił przecież swoje największe pragnienie, to, o czym marzył od dziecka — chciał walczyć, stać się bohaterem. Marzyły mu się czyny wojenne, przygody... Ileż razy na lekcjach nie słyszał pytań nauczycieli, gdyż właśnie widział siebie szturmującego wą*
15