odwrót. Armaty nieprzyjaciela zasypywały naszych kartaczami z odległości kilkudziesięciu kroków. Część oddziałów Michała Wielhorskiego wycofywała się po rozmiękłej grobli i zniszczonym lichym mostku. Piechota, w tym batalion regimentu imienia królowej Jadwigi, walczyła „jak lwy” — według współczesnej relacji. Po dwóch godzinach beznadziejnego oporu, brnąc po brzuchy w bagnistym stawie, żołnierze dwóch naszych batalionów wycofali się, choć Grochowski i inni istne „cuda robili”. Zginął major Grzymała, musiano zostawić na placu boju dwie armaty 3-funtowe, było mnóstwo zabitych, rannych, wziętych do niewoli. Ponadto porzucono dużo bagaży, broni, prowiantu.
Generał Wielhorski, osobiście gorliwy i mężny, nie ponosi odpowiedzialności za porażkę, winowajcą był kapitan Haekell ze sztabu księcia Józefa za posłanie dywizji w niewłaściwym kierunku.
To pierwsze niepowodzenie wywarło fatalny wpływ na morale regimentu, jak się to miało niebawem okazać.
Zbliżała się nowa, o wiele poważniejsza rozprawa orężna. Armia polska skoncentrowała się w nocy 15 czerwca w Połonnem, dokąd tak mocno przetrzebione kolumny Wielhorskiego przybyły w wielkim nieładzie. Wojsko cofało się dalej przez Szepietówkę na Zasław i Zieleńce. Dzień 18 czerwca 1792 roku miał być pomyślniejszym dniem dla Polaków. Byliśmy silniejsi — wojska polskiego było piętnaście tysięcy, nieprzyjacielskiego — około jedenastu i pół tysiąca. Generał Marków szedł śmiało naprzód, sądząc, że ma do czynienia tylko ze słabym konwojem. Jeden z generałów, książę Michał Lubomirski, którego zachowanie było stale dwuznaczne, radził księciu Poniatowskiemu odwrót. Jednak do tego nie doszło. Po obustronnej naradzie nastąpiły zaskakujące wydarzenia. Stojący pośrodku batalion z regimentu Górzańskiego załamał się pod morderczym ogniem artylerii. Książę Michał Lubomirski pisał potem ze złośliwą satysfakcją do generała Gó-rzeńskiego: ,,Pański batalion szybko pierzchnął w samej akcji i takiej konfuzji narobił, że dwa bataliony przy nim stojące, widząc to, również tego dokazali. Dość powiedzieć, że gdyby nie nadeszła dywizja księcia Poniatowskiego do sukursu, pewno by noga nie uszła z tych batalionów”. Lubomirski nie wspomniał jednak o tym, że sytuację uratował Poniatowski, który jako naczelnie dowodzący był zarazem dowódcą jednej z dywizji i osobiście poprowadził wojsko do kontrataku. Wsparty został przez naszą doskonałą artylerię; w rezultacie zdziesiątkowani jegrzy carscy zostali zmuszeni do odwrotu.
Drugim zaskakującym wydarzeniem było początkowe zachwianie się naszej kawalerii, która zaczęła już w rozsypce uchodzić przed huza-
15