żonaty, że ma dwóch nieletnich synów, kazano mu wyjechać do Galicji.
Po zwycięstwie pod Racławicami Kościuszko organizując i powiększając swe szczupłe zrazu zastępy, mianował podpułkownika Jana Grochowskiego generałem. Do połączenia ich wojsk doszło pod Pińczowem 20 maja. Co prawda ogólne siły Kościuszki wzrosły do czternastu tysięcy, ale więcej niż jedną trzecią stanowili kosynierzy i pikinierzy. Może ten zaimprowizowany korpus miał szansę zmierzenia się z wojskami rosyjskimi (9 tysięcy) generała Fiodora Denisowa, który rozbił obóz pod Szczekocinami. Natomiast w odległości zaledwie kilkunastu kilometrów stała główna armia króla pruskiego.
Nad Polakami zawisła groźba połączenia się Denisowa z Prusakami. Gdyby do tego doszło, nieprzyjaciel miałby dwukrotną liczebną przewagę nad wojskami Kościuszki, nie mówiąc już o wyższości uzbrojenia i wyszkolenia piechoty oraz potężnej artylerii (128 armat wobec 24 polskich). Istotnie, na zgubę Polaków doszło do połączenia się korpusów carskiego i pruskiego. Wobec tak miażdżącej przewagi wynik bitwy nie mógł być inny, jak tylko przegrana Kościuszki (6 czerwca). Wprawdzie kosynierzy odparli jedną szarżę kawalerii, lecz wyborowy ich oddział pod nazwą „grenadierów’' krakowskich nic zdołał powtórzyć sukcesu Racławic. Zginął bohater racławicki, Bar-tcsz Głowacki. Nieostrzelani kosynierzy, ustawieni w centrum pomiędzy dwoma batalionami regimentu imienia królowej Jadwigi, zaczęli się cofać, co spowodowało nieład w szeregach regularnego wojska. Generał major Grochowski usiłował przywrócić porządek, lecz poległ. Regiment, utraciwszy łubianego szefa, z trudem torował 3obic drogę w istnej lawinie piechoty i jazdy przeciwnika, ponosząc dotkliwe straty. Jakaś fatalność chciała, aby to krwawe żniwo regimentu było jeszcze większe. Nasza artyleria, mając zakrytą widoczność, a chcąc odpędzić jazdę wroga — dała ognia. Sypnęły się kartacze „tak jakby pół-toracznym powozem przejechał przez kawalerię i nasz czworobok, to nas zgubiło, gdyż od swoich wiele naszych ubitych było, reszta rannych i do niewoli zabranych”.
W bitwie pod Szczekocinami Ludwik Bogusławski został ranny w lewą nogę. Na szczęście nie dostał się do niewoli, jak wielu innych, między innymi jego kolega Kierzkowski, wówczas feldfebel, który w swym pamiętniku opisał szczegóły tej klęski. Lecz nie był to tak niezaszczytny epizod, jak opisany powyżej podczas bitwy pod Zieleńcami.
Sam Kościuszko w swym komunikacie o Szczekocinach podał, „że regiment pierwszy godny swego dawnego komendanta, odważnego generała Grochowskiego, w drugiej już kampanii, dzielnie z niewzruszoną stałością w każ-
23