t owa li Austriacy. Na wieść o tym jeden z podkomendnych dał rozkaz odwrotu i cały oddział rozproszył się w popłochu.
Nie minęły dwa tygodnie, kiedy Anastazy Mossakowski ruszył na czele czterystu ludzi i oderwawszy się od granicy parł w głąb kraju, aby połączyć się z Józefem Oxiń'skim. Oddział przeszedł pięćdziesiąt kilometrów i stoczył zwycięską potyczkę pod Jaworznikiem. Lecz, niestety, 24 kwietnia powstańcy przemęczeni marszami nie byli w stanie przeciwstawić się Rosjanom dowodzonym przez pułkownika Ale-nicza. Oddział został rozbity.
Pułkownik Józef Mimiewski z 2 na 3 maja wymaszerował z Krakowa na zachód, mając pięciuset dobrze uzbrojonych powstańców, w tym legię cudzoziemską złożoną z trzydziestu Francuzów i Włochów, pod wodzą włoskiego pułkownika Francesco Nullo. Po odparciu nieprzyjaciela ruszył na Olkusz. 5 maja pod Krzy-kawką zginął pułkownik Nullo, a oddział został rozibity; zaledwie część żołnierzy zdołała powrócić do Galicji. Przykładów takich było 'znacznie więcej.
Podobnie działo się z wyprawami organizowanymi w Galicji Wschodniej. Tam generał Wysocki miał za zadanie skoncentrować wszystkie siły dla wspomożenia powstania na Ukrainie. Jako organizator był jednak niedołężny, jako dowódca zaś — pozbawiony autorytetu, toteż zmieniał co chwilą decyzją i w rezultacie nic z pomocy nie wyszło.
W Lubelskie miał wkroczyć generał Antoni Jeziorański. Wystarawszy sią o broń zorganizował siedmiuset czterdziestu żołnierzy. Miał go wesprzeć Marcin Borelowski-Lelewel, który przekroczył granicą już 8 kwietnia koło Tarnogrodu. Rozbity jednak pod Józefowem 24 kwietnia nie pomógł generałowi Jeziorańskiemu, do którego dołączyły tylko rozbitki pozostałe po Lelewelu.
Takiemu stanowi winni byli dowódcy i organizatorzy, winna rywalizacja koterii galicyjskich, winni również zdemoralizowani żołnierze. A poza tym formowanie oddziałów na samej granicy i wyprowadzanie ich na spotkanie gotowego na ich przyjęcie przeciwnika, dowodziło błędnej koncepcji organizacyjnej. Z reguły zawsze Rosjanie wiedzieli o dacie i sile .przechodzących przez kordon powstańczych oddziałów.
Dni mijały w Krakowie jeden za drugim, a o wymarszu w pole nikomu sią nie śniło. Kalita poruszał wszelkie sprężyny, zabiegał u przełażonych, ale byl to głos wołającego na puszczy. Otrzymywał zwykle odpowiedź, że wymarsz został wstrzymany aż do sierpnia. Nic dziwnego więc, że był tym rozgoryczony. Wreszcie doczekał się zawiadomienia. Miał sta-
51