sie Mielęcki, odpocząwszy parę chwil, zawezwał Calliera, aby przekazać mu dalsze zlecenia i rozkazy. Prowadzili dyskurs o bitwie pod Olszakiem, analizując swoje posunięcia. Mielęcki, zresztą podobnie jak Callier, był zwolennikiem prowadzenia walki polegającej na nieustannym nękaniu nieprzyjaciela, szarpaniu go drobnymi potyczkami, aby wykazać mu, że nie panuje nad polską ziemią. Callier zgadzał się z Mielęckim, sam bowiem był typowym przedstawicielem dowódcy partyzanckiego. Nie uznawał w tych warunkach wojny regularnej, którą lansował Taczanowski i inni dowódcy. Pod koniec dnia Callier żegnał się z naczelnikiem. Zdawał sobie sprawę, że widzi go po raz ostatni. Ogarnęło go wzruszenie i żal. Cenił Mielęckiego za odwagę w walce, za poświęcenie dla Ojczyzny. Wiedział, że w każdej chwili mógł na niego liczyć. Teraz został już zdany na własne siły. Czy podoła temu ogromowi obowiązków i odpowiedzialności? Nie czuł się jeszcze dobrze fizycznie; świeżo zabliźnione rany dokuczały, organizm osłabiony utratą krwi dawał o sobie znać chwilami osłabienia.
— Dzięki za wszystko — mówił Callier na pożegnanie, ściskając spoconą i rozgorączkowaną dłoń dowódcy. — Będę walczył do upadłego, ku chwale ludu i Ojczyzny. Tak mi Wszechmogący Boże dopomóż! Za tygodni kilka i Wy wrócicie do oddziałów — rzekł, starając sie dodać otuchy Mielęckiemu.
— Już chyba nie wrócę, choć pragnę tego jak najgoręcej, lecz czuję, że siły ulatują ze mnie coraz bardziej. Ale wiem, że ty zastąpisz mnie godnie, masz przecie doświadczenie gorzkie na obczyźnie, toteż teraz jestem spokojniejszy. Lżej będzie odchodzić...
W tym momencie Mielęckiemu błysnęła łza w oku, ale szybko odwróci! głowę, nic chcąc pokazać swej słabości Callierowi, który starał się jak mógł rozładować nastrój przygnębienia. Opuścił Mamlicz dopiero późnym wieczorem z postanowieniem udania się do Królestwa za parę dni.
Po tygodniu Callier, mając nominację Mielęckiego jako jego zastępca, powrócił na pnie bitwy. Objął oddziały: Karola Włodka, Ludwika Oborskiego i Szumlańskiego. Ponieważ dwaj pierwsi kurowali swe rany, dowódcą pierwszego oddziału mianował majora Gruszczyńskiego, drugiego zaś — majora Gałeckiego. Po przybyciu do obozu Callier objął dowództwo piechoty, jazdę natomiast oddał Słupskiemu. Rozpoczęła się organizacja ochotników i przeprowadzanie ćwiczeń.
Co dzień o wschodzie słońca dowódcy oddziałów maszerowali na czele swoich kompanii na plac musztry. Pole pokrywało się ludzkim mrowiem, rozlegały się głosy komendy, błyszczały kosy, rozbrzmiewały śpiewy, z niesfornej masy zaczynały wyłaniać się swartc szyki.
Callierowi błyszczały oczy na widok chłop-
69