jorze, abyś poszedł z nami do klasztoru, na Święty Krzyż. Piechota nam się przyda — zaproponował Bosak,
Kalita słuchał go ze zdziwieniem, lekko zaskoczony.
— Pan generał zezwoli — rzekł — że zwrócę jego uwagę, iż na Świętym Krzyżu nie mamy co robić. Mam wiadomości, że tam znajduje się jedynie staruszek ksiądz i że żywności tam ani dla siebie, ani dla koni nie znajdziemy, a Rosjanie znają tę kryjówkę i często tam zachodzą. Wiem, że wojska carskie Czenge-rego przeszły do Łęgowa, a tpotem wyruszą na Święty Krzyż. Jestem tego pewien,
— Pan major przesadza — wtrącił Kurowski, który przysłuchiwał się tej rozmowie. — Gdyby nawet siły carskie chciały nas zaatakować w klasztorze, to nie wdrapią się po murze, wszystkich wystrzelamy.
— Nie lekceważmy nieprzyjaciela — odparł Rębajło — bo atakować nas nie muszą. Wystarczy, że otoczą i wygłodzą.
Kurowski odpowiedział nieprzyjemnym uśmiechem.
Niestety, major Kalita nie przekonał i Bosaka. Po dwudniowym więc pokonywaniu wertepów dotarli do klasztoru. Rębajło nadwerężył przy tym nogę stłuczoną w bitwie pod Czernichowem, tak że poruszał się z trudnością wspierany przez dwóch żołnierzy.
Klasztor zdawał się być opustoszały. Jedynymi jego mieszkańcami (byli ksiądz i stara gospodyni, strzegący zmurszałych, zimnych murów. Dwie bramy wejściowe były wywalone, tak samo odrzwia do sieni i gankowe W celach i korytarzach panowała przerażająca wilgoć. Nieludzko zmęczeni powstańcy pokładli się na ziemię z rzadka pokrytą słomą. Zimno nie dawęjło im spać, głodni narzekali głośno.
Kalita gorączkował, a ból nogi spuchniętej w kostce nie pozwolił mu zmrużyć oka. Towarzysze postarali się u gospodyni o szaflik z wodą i jakieś szmaty. Nogę obmyto i zawinięto płótnem. Ból na tyle .się zmniejszył, że major zasnął. Około dziesiątej wieczorem obudził go generał Bosak oznajmiając, że opuszcza z kawalerią i oddziałem Kality klasztor, ponieważ nie znaleziono żywności, a rekwizycja w okolicy nie dała rezultatów.
— Ty zaś, majorze Rębajło — powiedział — z powodu chorej nogi nic możesz nam towarzyszyć. Zostaniesz w klasztorze, a ksiądz będzie się tobą opiekował. Wkrótce się zobaczymy. Szkoda, żem nie usłuchał twojej rady. Nie było sensu zachodzić tutaj.
To rzekłszy podał majorowi rękę i wręczył księdzu piętnaście rubli na opiekę nad chorym.
O czwartej nad ranem oddziały opuściły klasztor. Żołnierze żegnali się z Kalitą. Przyszedł również major Szamet i serdecznie uca-
73