przekonać o stanie zdrowia swego ulubionego pułkownika. Bogusławski zwlókł się z łoża; z trudem włożył mundur, ów piąty frak ż wyłogami, na skołataną głowę nacisnął czako, które mu się wydało jakoś szczególnie ciężkie, i na pół żywy przybył do Belwederu. Oczekujący pułkownika Konstanty powitał go słowami:
— No, pułkowniku, doktor mi mówił, żeś słaby, i chciał cię kurować, lecz ja mam lepsze lekarstwo na twą chorobę. Tobie trzeba rozrywki i oddalenia się od ciągłych zajęć. Jadę na spacer, zbieraj się, pojedziesz ze mną, a powrócimy obaj zdrowi.
Bogusławski sądził, że Konstantemu chodziło
0 zwykłą przejażdżkę po mieście. Gdy ciężki powóz cesarzewicza z brodatym kuczerem na koźle turkotał rozgłośnie po warszawskim bruku, przechodnie czym prędzej kryli się po bramach, gdyż obowiązkowo należało kłaniać się wielkiemu księciu. Oficerowie rzucali cygara, zapinali mundury na wszystkie guziki. Prości żołnierze bez broni zdejmowali czapki
1 stali na baczność tak długo, aż zniknął wehikuł groźnego księcia.
Taki spacerek niezbyt odpowiadał Bogusławskiemu, ale nie chciał się sprzeciwiać Konstantemu. Sądził, że skończy się na krótkiej przejażdżce za miasto. Lecz' zastanowiło go, że Konstanty kazał kamerdynerowi dać drugi
płaszcz podróżny. Zatrzaśnięto drzwiczki i powóz pomknął za Wisłę, za Pragę.
Konstanty, na podstawie rozkazu cesarza Aleksandra, był nie tylko naczelnym wodzem polskim. Podlegały mu także korpusy: rezerwowy i tak zwany korpus litewski z tytułem dowódcy armii czynnej. Z tą godnością było połączone wielkorządstwo nad guberniami: wileńską, grodzieńską, mińską, wołyńską, podolską i7obwodem białostockim. Właśnie wspólny wyjazd z Bogusławskim miał na celu dokonanie
85