Komunardzi musieli ' jednak opuścić fort. W dwa dni później Rossel podał się do dymisji, a jego miejsce zajął Charles Delescluze.
Po zajęciu Issy wersalczycy przypuścili szturm do fortu Vanveś i zdobyli go. Schorowany La Cecilia nie mógł wywiązać się z powierzonych mu obowiązków. Wówczas Walery Wróblewski przejął dowództwo od generała La Cecilia i nocą z 10 na 11 maja na czele 187 i 105 batalionów jedenastej legii udał się pod okupowany fort Vanves. Była już godzina czwarta nad ranem, wstawał świt. Wróblewski obserwował fort, targany uczuciem niepokoju. Co będzie, jeśli nie uda mu się odzyskać utraconych pozycji? Czyż trzeba będzie oddawać punkt po punkcie obrony, aż wreszcie padnie Komuna? Stał tak generał przed skarpą szańca i wahał się chwilę z podjęciem decyzji.
Być może przypomniał mu się wówczas pierwszy bój z powstania styczniowego pod Walilami. Tam też szarpały nim podobne uczucia. Nie, tę walkę musi wygrać! Spojrzał w twarze swoich żołnierzy, twarze pełne zdecydowania, chęci walki. Tak, tę walkę musi wygrać. Padł rozkaz. Komunardzi, jak kiedyś powstańcy w puszczach Grodzieńszczyzny, ruszyli do ataku na bagnety. Już wdarli się na skarpę szańca, już pokonali straże. Rozpoczęła się walka wręcz,, walka cicha, lecz krwawa. Po obu stronach padają zabici i ranni. Wersalczycy bronią się zaciekle, ale komunardzi nie ustępują. Wróblew-
ski widzi, że szala zwycięstwa przechyla się na stronę jego żołnierzy. Znika jego niepokój, a pojawia się zniecierpliwienie: kiedy wreszcie padnie fort! Zrywa się gwałtowna strzelanina. Wersalczycy nie chcą się wycofać z fortu. Jeden z pocisków przelatuje obok generała, tuż przy wejściu do fortu. Koń, który osłaniał Wróblewskiego, uratował mu życie. Wojska rządowe powoli ustępują komunardom, aż wreszcie rzucają się do ucieczki pozostawiając wielu jeńców. Fort Vanves zdobyty!
Wieść o sukcesie komunardów pod wodzą Wróblewskiego szybko obiegła Paryż, wywołując falę szczerego entuzjazmu. W tych'
111