su generała Pahlena, po obustronnej krwawej walce, zdobyły przedszaniec nr 57. Pozostało im jeszcze uderzyć od zachodu i południa na kluczowy punkt linii zewnętrznych, pierwszej linii obronnej, szaniec 56. Zdobycie go równałoby się zdobyciu całej Woli.
Przeciwnik dobrze o tym wiedział. Zdawał sobie z tego również sprawę generał Krukowiec-ki. Ale prezes rządu obudził się poniewczasie. Wydawał rozpaczliwe rozkazy, w szeregi wkradł się chaos, generałowie szukali swoich oficerów, a oficerowie cfowódców. „Przejeżdżał obok mnie jakiś adiutant — wspomina porucznik z pułku krakusów, Henryk Wielowieyski — i zapytał mnie, czym nie widział generała Węgierskiego. Ja mu powiadam, że nie znam wszystkich polskich, a cóż dopiero węgierskiego...”
Jak zwykle więc w takich sytuacjach, pozostał generałowi Krukowieckiemu jeszcze jeden, stereotypowy rozkaz:
— Brońcie się do ostatniej kropli krwi! Na śmierć i życie!
Nikt zresztą o poddaniu się nie myślał, a tym bardziej stary, z napoleońskich czasów dowódca — generał Józef Longin Sowiński. Stojąc na czele garstki żołnierzy (zaledwie dwa bataliony, wsparte tylko 12 działami), beznogi generał bronił wolskiej reduty.
Wspaniałymi działaniami artylerii zapisuje się generał Bem. Obrońcy Woli odrzucili cztery bataliony Liidersa. Wówczas przeciwnik wystawił sześć batalionów, a za kilka minut jedenaście dalszych. General Sowiński wspierał batalion 10 pułku piechoty, dowodzony przez podpułkownika Piotra Wysockiego.
Przewaga wojsk carskich Hyla jednak zbyt duża; na jednego Polaka przypadało trzech, czterech, a nawet pięciu, sześciu żołnierzy przeciwnika. Pole obrony zmniejszało się nieustannie, szaniec Rosjanie mają w rękach. Bronił się już tylko generał Sowiński przy wolskim kościółku i w końcu zginął bohatersko.
Jednakże kanonada nie umilkła. To feldmarszałek Paskiewicz chciał zdobyć jak najwięcej terenu. Oddziały Murawiewa zajęły Rakowiec, a piechurzy Strandmanna tzw. Szopy Niemieckie (teren dzisiejszego Wierzbna).
Nasi, zagrzewani bojowymi pieśniami warszawiaków — ruszają do kontrataku...
Poszły do przodu wzdłuż dywizje Milberga i Rybińskiego, a generał Małachowski desperackim posunięciem zaatakował przeciwnika jeszcze raz na Woli.
Kołaczkowski, znany ze spokoju i powagi, teraz widząc, co się dzieje, zdając sobie sprawę, że wszystko już stracone i na nic się przecież nie zda śmierć jeszcze kilkudziesięciu bohaterów, rozpaczał, gdyż przekonany był o winie kierownictwa i o tym, że istniały wcześniej realne możliwości zwycięstwa. Biegał między szańcami nr 23, 22, 21, wydawał jeszcze rozkazy, ustawiał działa. Za szańcem nr 23 spotkał milczącego Krukowieckiego.
117