208 Andre Małraux
hieratycznego ekspresjonizmu lub wkroczenie w świat nadprzyrodzony, w dziedzinę Pantokratora; obraz sztuki afrykańskiej zmienia się zależnie od tego, jak postrzega się w nim interpretację postaci za pomocą dzikiego ekspresjonizmu lub kreacji magicznej; obraz wielkiej sztuki Indii zmienia się zależnie od tego, jak postrzega się w nim ekspresjonizm fantastyczny lub próbę odsłonięcia Absolutu poprzez symbole. Jeśli jednak demon wiedzy ma rację, prowadząc nas do poznania dawnej myśli Indii, do poznania dzisiejszej myśli afrykańskiej; jeśli warto patrzeć na maskę murzyńską, myśląc o „pierwotnej sile” niż o powieściowości dziczy, to siła pierwotna pozwoli nam zgłębić sztukę afrykańską o tyle, o ile wielkie teksty chrześcijaństwa pozwolą nam zgłębić tympan Moi ssać. Najznamienitszy prehi-storyk niekoniecznie musi być najbardziej przekonującym interpretatorem sztuki jaskiniowej; najznamienitszy egiptolog nie musi być tym, kto wzbudzi w nas umiłowanie sztuki egipskiej. (A w dziedzinie sztuki, kim jest interpretator, który uczy nas rozumienia sztuki, nie wzbudzając w nas do niej miłości?) Jeśli w obliczu posągu z Ellora odnajdziemy uczucie, którego doświadczali pierwsi okrążający go Hindusi, to odnajdziemy ich uwielbienie, a nie jakieś zgłębienie emocji, które ten posąg wywołuje. A nie możemy przecież odnaleźć zaginionych wiar, bowiem każda z nich była prawdą.
Nasza cywilizacja, odkąd ęiękno>tało się jedną z wielu'dziedzin sztuki, staje się coraz bardziej kłopotliwym interpretatorem. Niezręczność, z jaką traktowano sztukę średniowieczną, sztuki starożytnego Wschodu, nie była podobna do tej, z jaką traktowano marnego malarza XVIII wieku; portrety malarzy wędrownych, dary dziękczynne rzemieślników nie przypominały w niczym średniowiecznych portretów Dziewic. Rzeźbiarze i malarze gotyccy byli niezręczni, ponieważ w czasach mroków najlepsi artyści w sposób konieczny byli naiwni. Ale od czasu tryumfu oświecenia aż do sejentyzmu (prawie dwa wieki...) religię również uznawano za naiwną. Jeden tylko Renan ośmielił się powiedzieć „religijna nijakość Zachodu” i rozśmieszył tym Sten-dhala jak Wolter, dla którego religia mogła być tylko deizmem, przesądem lub oszustwem, a świętość była dlań niepojmowalna. Obrazy religijne są częstsze niż świętość, którą przedstawiają,
ale z owej świętości znamy istnienie - istnienie nocnego życia duszy bardziej złożonej niż zło. Czy między posągiem greckim \ i sumeryjskim istnieje więcej różnic, niż między pojęciem człowieka proklamowanym przez Woltera i takim, jakie zapropono- / wał Freud?
Muzeum Wyobraźni nie jest dziedzictwem zaginionej żarli-wości, jest to zbiór dzieł sztuki - ale jak w nich nie dostrzec je-| dynie wyrazu'woli sztuki?'Romański krucyfiks nie ma nic wspólnego z krucyfiksem namalowanym dziś przez utalentowanego ateistę, krucyfiksem, który wyraża wyłącznie jego talent. Jest rzeźbą, ale jest też krucyfiksem. Nie wiemy zbyt wiele
0 tym, z czego wynika „aura” emanująca z sumeryjskiego posągu, ale wiemy, że nie emanuje ona nigdy z nowoczesnej rzeźby. Wieczność z Moi ssać przyciąga nas nie tylko rozmiarami, bo odnajdujemy tu światło twarzy Ojca, podobnie jak odnajdujemy je w postaci Chrystusa z tympanu w Autun i w skromnym malarstwie Fra Angelieo. Odnajdujemy je, ponieważ tam jest. Ty-cjan stracił swoją demiurgiczną moc, ale żaden Renoir, a nawet żaden Delacroix nie namalował czegoś pokrewnego z Danae. Spośród wszystkich kaligrafii Dalekiego Wschodu znakiem, który wybrał naszych malarzy i krytyków bez ich wiedzy, co do jego znaczenia, jest litera Hakuina wyrażająca początek wszystkiego. W s'wiecie, który zaginąłby wraz z imieniem Chrystusa, posąg z Chartres nadal byłby posągiem; i jeśli w tej cywilizacji posąg ten nie stałby się niewidzialny, to sprzeczne znaczenie, jakie on wyraża, nie byłoby znaczeniem posągu Rodina, Jaki j^ykjjiówi jeszcze o mrocznych prekolumbijczykach, galijskich
;/ " monetach, stepowych brązach i ignorowanych plemionach, które
. je stworzyły? Jaki język mówi o bizonach z jaskiń?
y.y y' Języki sztuki nie są podobne w słowach, ale w sekretnym brą-// ^ terstwie muzyki. (Z różnych powodów maiarstwo odrzuciło imi-
7 tację jako język, a nie jako arbitralną wolność.) Wiemy, co dzieli
każde dzido sztuki od ideologii, która je powołuje do istnienia
1 uzasadnia. To, co mówią nam Ronde de nuit, późne dzieła Ty-cjana i Góra Saint- Victoire, Myśliciel, tympan z Moissac, posąg księcia Goudea i faraona Dżesera, afrykański starzec, nie może zostać wypowiedziane poprzez formy, tak samo jak to, co mówi nam Kyrie z Palestriny, Orfeusz, Don Juan i Dziewiąta Symfo-