78 Rozdział 7
terapii była poświęcona córce i przygotowaniu jej do tego, żeby nauczyć matkę, jak walczyć z ojcem i jak nauczyć ojca cieszenia się ze swojego temperamentu bez bicia żony lub myśli samobójczych. Whitaker (1976 b, s. 189) prowokująco dziwi się sam sobie, jak potrafił pomagać jednostkom a następnie małżeństwom. Pisze on: „Nie wierzę już w jednostki. Wydają się być jedynie fragmentami rodziny. W miarę upływu czasu coraz głośniej słyszałem stukanie ducha dziadka do drzwi”. Sądzi on, że każdy ojciec próbuje zrekonstruować swoje rodzinne pochodzenie posługując się żoną i dziećmi jak marionetkami. Każda matka z kolei także próbuje odtworzyć swoje rodzinne bezpieczeństwo w nowej rodzinie. Logicznym wnioskiem jest propozycja zobaczenia trzech generacji razem, co ułatwi otrzymanie od dziadków zgody na to, żeby terapeuta stał się obiektem przeniesienia, oraz uwolnienie wnuków od podwójnego zestawu mitów rodzinnych. Może to także pomóc dziadkom w pozbyciu się wreszcie wieloletniego kaca związanego z wychowywaniem swojego trzydziestoletniego syna i rozpoczęciu życia na nowo.
Wskazania do terapii, o których pisze Whitaker, początkowo wydają się kpiną z poważnej atmosfery wokół terapii. Pisze on bowiem, że przeciwwskazaniem jest nieobecność terapeuty rodzinnego lub rodziny. Rodziny, które chętnie widzi w terapii, to rodziny „zwariowane”, w których jeden z członków zdradza poważną patologię, najlepiej żeby chorował na schizofrenię, lub rodziny z małymi dziećmi, dla których terapeuci stają się rodzicami. Inne rodziny to takie, które należą do grupy uprzywilejowanej tzw. VIP, lub odznaczają się dużą siłą. Można tę listę rozumieć dosłownie, można, a nawet trzeba, symbolicznie, zgodnie z nazwą terapii. Wtedy każde z tych wskazań ma swój szczególnie głęboki sens. Na przykład choćby to, że wskazaniem do terapii jest obecność terapeuty rodzinnego. Nie każdy bowiem, kto tak się identyfikuje, jest terapeutą rodzinnym w takim sensie, jak rozumie to Whitaker. Whitaker wymienia też rodziny, które są „niewrażliwe na infekcję terapii rodzinnej”. Są to rodziny, które popadają w panikę w konfrontacji ze spontanicznymi uczuciami, rodziny, w których kozłem ofiarnym jest adopotowane dziecko, a także rodziny z długotrwałymi problemami, które nie zdradzają chęci do zmiany, oraz rodziny pacjentów maniakalnych. Opisując techniki terapii, co w przypadku terapii symbolicznej brzmi niestosownie i powinno być zastąpione wyrażeniem „sztuka terapii” Whitaker i Keith (1981) wymieniają następujące techniki. Pierwszą z tych technik jest proces nawiązywania kontaktu z rodziną (joining). Jest on niezwykle istotny i wymaga od terapeuty współbrzmienia z bólem rodziny. Ułatwia kontakt z rodziną szczególnie wrażliwe przystosowanie się do niej poprzez podobny język, posturę, timbre głosu. Także zabawa z dziećmi ułatwia kontakt. Konieczne jest nawiązanie dobrego kontaktu z ojcem, podczas gdy zbyt dobry kontakt z matką zmniejsza szansę terapii. W jednym z wywiadów Whitaker powiedział, że w terapii tak jak w szachach należy szybko unieruchomić „królową”, mając na myśli osobę matki. W trakcie kontynuacji terapii terapeuta coraz bardziej i swobodniej posługuje się sobą. Staje się coraz mniej racjonalny, posługując się wolnymi skojarzeniami, fantazją, konfrontacją i wreszcie paradoksem. Do matki może powiedzieć: „Matko, niewątpliwie cieszę się, że nie jestem twoim mężem, kiedy widzę, jak go traktujesz”. „Uciekłbym gdzie pieprz rośnie, gdybyś była moją żoną”. Terapeuta z koterapeutą wymieniają uwagi w trakcie trwania terapii, żarty, dzielą się wspomnieniami z dzieciństwa. To posługiwanie się sobą w terapii nigdy nie przybiera formy prośby o pomoc, nigdy też terapeuta nie daje odpowiedzi na pytania, które jego dotyczą. Jako przykład posługiwania się własnymi fantazjami w procesie terapii Whitaker przytacza myśl, która nagle przyszła mu do głowy w trakcie terapii. Wyobraził sobie, jak haczyk na ryby zaczepia się o ucho rodzinnego kozła ofiarnego, a następnie o uszy wszystkich członków rodziny. Podzielenie się tą fantazją z rodziną pomogło im zająć się takim typem bycia razem, o którym marzyli, ale na który nie mieli nadziei.
Według Whitakera terapeuta staje się modelem w terapii. Zachowuje się on w sposób całkowicie pozbawiony sztywności. Demitologizuje siebie wobec rodziny poprzez pokazywanie nie-przewidywalności swoich zachowań. W procesie terapii terapeuta raz jest z systemem rodzinym, za chwilę go opuszcza — proces terapii bowiem to przeplatające się ze sobą okresy zbliżeń i oddaleń. Jest to trudna technika, szczególnie dla niewprawnego terapeuty. Whitaker potrafi być totalnie niezainteresowany rodziną, (nawet przysypiając lub sprawiając takie wrażenie w trakcie sesji) aby za chwilę nawiązać głęboki kontakt z jednym z jej członków. Za chwilę, równie nieoczekiwanie zmienia temat i wyłącza się.