Koń wszedł — wsiąknął do naszej duszy i krwi. Nawet w dzisiejszym mieszczuchu odzywa się ten atawizm niezmożony — i dziecku polskiemu nie można zrobić większej radości, jak kupując mu konika. — Tak samo dziecko angielskie będzie się najwięcej cieszyć łódeczką, czy statkiem maleńkim...
Chełmoński zresztą — natura pierwotna i żywiołowa — ma w sobie jakiś genjusz pierwotny w odczuwaniu zwierząt wogóle. Działa tu nietylko nieprawdopodobna pamięć wzrokowa, ale jeszcze coś duchowego, co go z tym światem zespala. Jakież nieporównane są jego psy np. „Na folwarku", — a zwłaszcza to psiątko, co pozazdrościło innym pieszczot z panią i pędzi jak opętane—„uporhlebia ogone i usami",— lekko — ledwo sylwetą zaznaczone... Albo wielki kundys, co zawsze chodzi ze „starym panem" i jest tak samo poważny jak on, — a teraz oto bawi się w znawcę i siedząc, przygląda się uważnie nabytemu ogierowi.
Na obrazie „Noc" — w zbiorach Kronenberga — stoi stróż nocny z całą gromadą świeżo wypuszczonych psów, wobec których niczem są zwierzęce poematy Kiplinga. Gdzieindziej tak samo genjalnie odczute zające, żórawie, dropie i t. d., odczute zawsze wchwili pe w-nych przeżyć duchowyc h... Chełmoński jest najgenialniejszym obserwatorem życia wszelkiej istoty.
Nie wyłączając człowieka. — Chełmoński, który formalnych portretów prawie nie malował, odczuwa jak nikt ogromną skalę typów całej drabiny społecznej — i obrazy jego roją się od takich portretów przygodnych.
Jakże wyczuty jest w charakterze stary, ale jary, a kostyczny pan, oglądający konia „Na folwarku". I jak oglądający!... rozkraczony, pochylony, z rękami w tyle, z fajką w garści, w przedpotopowych okularach na nosie...
W „Odjeździe" sanie wyjechały za wrota. Ale „lewy z brzegu" podejrzanie zadźwięczał kopytem... Stary pan zgniewany, aż cybuch z gęby wypuścił i łaje parobka, — oczy złe nic dobrego nie wróżą... Młody pan wychylił się mocno, spoziera troskliwie a bacznie, szukając podejrzanego kopyta... Wasyl uszy po sobie położył i pary z gęby nie puszcza, — wie, że niedobrze odpowiadać, kiedy stary pan ma cybuch w garści...
Na jednym obrazie — z jarmarku w małej mieścinie ukraińskiej wracają dziady — nieporównane typy dawnych rezunów — brną pijani, trzymając się jeden drugiego w gęstej patoce ukraińskiego błota.
Te lata warszawskie i parę najbliższych spędzonych już w Paryżu są złotym okresem twórczości Chełmońskiego. Do Paryża wyjechał
176