Żaden wogóle malarz polski nie umiał wydobyć tyle treści uczuciowej z prostego motywu głowy dziecięcej. Głów tych pozostawił Wyspiański setki. Wśród nich są arcydzieła wyrazu i formy. Wszystko bez żadnych sensacyjnych wypadków.
Rysunki czy pastele Wyspiańskiego noszą zawsze pewien charakter pośpieszny i gorączkowy, jakby oczy artysty skierowane były gdzieś dalej poza rysunek. Wyspiański formy swojej nie pieści z miłością wirtuoza, nie cyzeluje jak np. Mehoffer. Ołówek czy pastel jest dla niego nie celem sam w sobie, ale poprostu drogą do sięgania w rdzeń, w istotę zjawisk, albo raczej — subjektywnych, przez zjawiska wywoływanych nastrojów.
Co wcale nie wyklucza wdzięku formy. W Caritas — jak i gdzieindziej — operuje on przeważnie kreską żywą, bogatą, obejmującą duże — prawie płaskie plamy tonów lokalnych, — modelowane także kreską, jak np. ubranie starszej dziewczynki.
I w barwach te tony delikatne, emaljowe, bardzo oryginalnie ze- I stawiane — tworzą jasne i nowe w naszej sztuce a piękne harmonje.
Już w Caritas — wprowadzenie kompozycji w ramy, rozbicie jej na pola barwne, bogaty arabesk linijny kompozycji — mówią wyraźnie o niezwykle wyczutych wartościach dekoracyjnych tej pracy.
A jeszcze łatwiej dostrzegamy je w „Macierzyństwie".
Plamy twarzy i rąk, włosów, ubrań płaskie. Ubrania komponowane specjalnie na bogaty wzór, którym są ozdobione, w tle prześliczne liście i grupy kwiatów pelargonji, umieszczone dla plamy, wystylizowane z ogromnym dekoiacyjnym smakiem. Tak samo uczesanie sióstr i żółte wstęgi w ich włosach mają rolę czysto dekoracyjną.
Z tego ich stylu przegląda i świadoma wola i genjusz dekoracyjny W yspiańskiego.
Ten to genjusz, skojarzony z olbrzymią siłą uczuć, i to uczuć wielkich, obejmujących rozległe i różnorodne dziedziny życia,—sprzęgnięty z rozpętaną potęgą twórczą — tworzył istotnie jedyną w swoim rodzaju psychikę malarską i powoływał Wyspiańskiego do wiel- ) kich zadań dekoracyjnych. —J
Przypadek zdawał się temu sprzyjać. Kiedy po dwuletnim pobycie w Paryżu 1892—4 r. artysta powraca do Krakowa, gdzie już do końca niedługiego życia pozostał, zaczęto tam właśnie polichro-mję kościoła Franciszkanów. Zwrócono się do Wyspiańskiego, aby doprowadził polichromję do końca. Propozycja była zbyt kusząca. Wyspiański zgodził się, mimo fatalne warunki, konieczność pewnego przystosowania do części już zrobionych, oraz — komponowania dzieła tak złożonego nagwałt — z dnia na dzień. Wreszcie ciągłe nie-
287