Ewelina: Sam termin „homoseksualizm” sugeruje, że patrzy się na osobę przez pryzmat seksu, pojawia się w głowie egzotyczny obrazek homoseksualistów, którzy nic innego nie robią, tylko leżą sobie w łóżeczkach i wyprawiają tam cuda. Ale ja myślę tak samo, jak Ewa: jeżeli ludzie naokoło wiedzą kim jesteś, znają cię, widzą, że prowadzisz normalne życie, to stereotypy się kruszą, przynajmniej w najbliższym otoczeniu.
Rodzina też polska
Marta (29 lat) i Ania (34 lata) są parą od 6 lat, matkami - od ponad roku. Jaś (14 miesięcy) przechodzi etap warzywnych papek i raczkowania, szczegóły jego rozwoju oglądam w barwnym albumie pt. Wielka Księga Maleństwa. Podczas naszej rozmowy bawi się na dywanie swoimi pi u sza kam i (usiłując co jakiś czas dosięgnąć talerza z ciastkami w czekoladzie i mojego dyktafonu).
Niedługo dziewczyny przeniosą się z wielkomiejskiego blokowiska do własnego domu na wsi, gdzie wszyscy (z kotami - Cipasem i Babu-siem - na czele) zyskają więcej życiowej przestrzeni. Przeprowadzka wywołuje tremę, bo nie wiadomo, na ile polska wieś okaże się tolerancyjna dla również polskiej, ale nietypowej rodziny.
Anna Laszuk: Która z was jest biologiczną mamą Jasia?
Ania: Marta. Ma bardzo silny instynkt macierzyński, chyba silniejszy niż ja, a poza tym jest młodsza. Byłyśmy parą 4-5 lat, zanim pomyślałyśmy o dziecku. Jak już przeszłyśmy pomyślnie pierwsze burze i kłótnie, ustatkowałyśmy się i poczułyśmy, że to związek na zawsze, dopiero wtedy przyszła myśl o rodzinie.
Marta: Zanim Jaś pojawił się na świecie, zastanawiałyśmy się, czy powinien mieć kontakt z biologicznym ojcem. Znamy dwie takie pary kobiet, które wybrały na ojca dziecka zaprzyjaźnionego geja. Jednak stwierdziłyśmy, że to może być w przyszłości bardzo skomplikowane pod względem wzajemnych relacji. Nie chciałyśmy, żeby potem cały tłum ludzi podejmował ważne dla nas decyzje, bo przyjaciel-gej i jego partner pewnie by chcieli z nami i dzieckiem tworzyć rodzinę.
Ania: Bałyśmy się takiego zbyt skomplikowanego układu. Gdyby pary homoseksualne mogły w naszym kraju adoptować dzieci, wszystko byłoby prostsze.
Marta: Ale nie mogą i szybko się to nie zmieni. Pomyślałyśmy więc o sztucznym zapłodnieniu i klinice. To jest rozwiązanie dostępne dla samotnych kobiet, nikt nie wnikał, jaka jest nasza orientacja seksualna.
A.L.: Jak wygląda taka procedura w klinice?
Marta: Właściwie bardzo prosto. Wiesz, my nie bardzo lubimy rozmawiać na ten temat, bo te wszystkie rozmowy, planowanie, wybieranie dawcy nasienia, brzmi tak okropnie sztucznie i bezdusznie. A my przede wszystkim bardzo pragnęłyśmy dziecka, jako para. Pewnie jak
165