88
jakich mnóstwo krąży około nas w powietrzu. Takie zarodki znoszą zimno 2000 — temperatura przestworu chyba nie jest niższą—znoszą długo zupełny brak powietrza— i w tym punkcie zatem przestrzeń pozbawiona powietrza niesta-nowiłaby dla nich przeszkody w drodze od planety do planety. Przypuszczenie to nie wymaga bynajmniej, aby właśnie jaki meteoryt przyniósł z sobą zawiązki życia (wiemy, że meteory skutkiem tarcia o atmosferę ziemską rozżarzają się); atmosfera ziemska mogła bezpośrednio « zakazić się» unoszącemi się w przestrzeni zarodkami. I ta hypo-teza prowadzi nas do pojęcia «odwieezności» pierwotnych form życia. Możnaby łatwo wyobrazić sobie, że od wieków krążą w przestrzeni, tak jak pył żelaza i inne pierwiastkowe cząstki materji, również i zarodki najprostszych żyjątek,—pogrążone w pewnego rodzaju śnie dopóty, póki przebywają w zimnie, zdała od wody i powietrza; budzą się jednak do właściwego życia i stopniowego postępowego rozwoju, skoro tylko dostatecznie ostudzone ciało niebieskie dostarczy im wody i powietrza. Zbijaćby to można zarzutem, że nigdy jeszcze nie wykazano dotychczas istnienia takich «kosmicznych laseczników», a przecież musiałyby one i dziś niekiedy się zjawiać. Któżby jednak zdołał stwierdzić pochodzenie każdego z tych mirjad zarodków, które nas otaczają przy pomocy współczesnych środków naukowych, kiedy cała kwestja bakterji dopiero w ostatnim okresie roz-wóju wiedzy na porządku dziennym się zjawiła. Tymczasem jednak położenie rzeczy nie zmusza nas koniecznie do przyjęcia tej hypotezy, dla uratowania ciągłości przyczynowego łańcucha. Istnieje inna jeszcze hypoteza, mająca zawsze znacznie więcej zwolenników, a byłaby ich miała jeszcze więcej, gdyby ją zawsze formułowano tak, jak należy, gdy się chce wszelkich grubszych zarzutów uniknąć.
Utrzymywano, że życie powstało na ziemi w pewnym określonym czasie, gdy wytworzyły się odpowiednie dla niego warunki, z materji nieorganicznej, zupełnie w ten sam sposób, jak w danych warunkach powstaje związek che-