zazdrosna, hy sama zapytać. Może spytam potem Trisli. Pochodziły z rej samej miejscowości. To dlatego rodzice Cole tle wysłali ją do Nfayo. Chcieli, żeby Trish miała na nią oko. Uważałam, że to było nie w porządku w stosunku do Trish. Przecież nic mogła nic poradzie na wybryki Colcttc.
1 wtedy Colette powiedziała coś naprawdę okropnego:
— Ale przytyłaś, szczególnie na pośladkach.
— Wcale nic! — krzyknęłam przerażona. W czasie weekendu musiałam rozpinać pierwszy guzik dżinsów, kiedy siadałam.
• A właśnie, że lak. Niedługo będziesz taka jak dwie Trłsh, a ona nic należy do najchudszych.
— Twoja mama wygląda bardzo młodo — wtrąciła się Trish. Wiedziałam, że tylko chciała być miła.
— Czyli lepiej od ciebie — kontynuowała swoje Colette. — Naprawdę, wyglądasz jak dwudziestosześcioletnia kobieta z tymi zgarbionymi ramionami.
Odrzuciłam włosy do tyłu. Próbowałam nie pokazać, że miałam łzy w oczach.
— Ale tlić przejmuj się. I tak kocham cię taką Jaka jesteś. — Colette położyła swoją czerwoną diod na mojej.
— Nic zostanę tu po to, byś mnie mogła dalej obrażać! — Wstałam i od razu poczułam się bardzo głupio. Zaciągnęłam zasłony wokół mojego łóżka i rzuciłam się na nic. Byłam jak góra. Byłam gruba i ociężała. Rozpłakałam słę. Nienawidziłam całego świata. Ciotki Ga-chcrlnc, mojej matki. Delii. Ale w szczególności Colette.
Miałam mnóstwo kwestii do nauczenia się na pamięć. Dwa razy w tygodniu wychodziłyśmy z sali cichej nauki na próby. Wszystkie dziewczyny gapiły się na nas, kiedy wychodziłyśmy. Czułyśmy się wtedy bardzo ważne. Matka Colm była wściekła. Próbowała nas ignorować. ale Colette zawsze do niej podchodziła prosząc o pozwolenie na opuszczenie sali. Matka Colm zwykle lekko kiwała głową i udawała zajętą czymś ogromnie ważnym, takim jak nawlekanie igły czy robienie marginesu.
Ale Colette nie dawała /a wygraną.
— Dziękujemy, proszę matki. Dziękujemy, proszę maiki — mówią głośno, a wtedy nawet największe kujony podnosiły głowy znad książek.
Trish grała dwie uczennice, Zenobię i Boadiccę. W czasie trwania sztuki musiała się trzy razy przebierać. Kiedy grała rolę Zenobii, miała tylko jedną kwestię do powiedzenia: „No nic, być chłopakiem i musieć nosić te wszystkie ubrania w kratkę..." Z kolei Boadicca nic mówiła nic.
Na szkolnym korytarzu było zawsze ciepło, nic tak jak w sali cichej nauki. Korytarz był nowy i pachniał drewnem. Poruszając się po scenie strasznie tupałyśmy. Wszyscy podziwiali figurę panny Pole, kiedy chodziła między aktorkami i poprawiała ich ruchy rąk. Czasami stawiała nogę na krześle, gdy rozważała jakiś problem sceniczny. Nosiła takie ogromne, brązowe spodnie, dzwony. Luźno oblewały jej szczupłe ciało, kiedy spacerowała dookoła rozmyślając. Czasami Opierała łokieć na kolanie. Wszystkie się w nią wpatrywałyśmy, gdy lak rozmyślała. Czasami obejmowała nas nieobecnym spojrzeniem, jakby zastanawiała się, co tutaj robimy.
Kiedy inni ćwiczyli, siadałam razem z Colette na najniższym stopniu drabiny stojącej przy scenie. Raz straciłam równowagę i o mały włos nie runęłam w dół. Colette mnie złapała, nim zdążyłam spaść ze sceny. Potem długo mnie tuliła.
— Co ja bym zrobiła, gdybyś umarła? — powiedziała wtedy.
Panna Pole spojrzała na nas zdziwiona.
Moje lekcje muzyki w tym czasie stawały się coraz cięższe, bo wcale nie ćwiczyłam. Po trzech miesiącach nadal grałam tę samą melodię, walc o nazwie „Kraina Czarów". A siostra Maria Teresa siedziała obok bekając i narzekając. Co chwila wymachiwała drewnianą linijką i za każdym razem, kiedy się pomyliłam, obrywałam po rękach. Była naprawdę stara i nosiła staromodny welon. Wyglądał jak pudełko, na które zarzucono kawałek materiału, taki jakim się przykrywa ołtarz. Welon wbijał się jej w skórę. Widać było, gdzie się wpijał w podbródek. Cały czas bekała, a czasami też. czkała. Ale ja nic miałam sobie przeszkadzać, miałam dalej grać. Inaczej obrywałam po palcach. Chyba to te jej gazy i niestrawność czyniły ją taką nerwową. Przestała już uczyć muzyki, ale zrobiła wyjątek przyjmując mnie, bo inne zakonnice miały już komplet uczennic.