70 Kondycja ludzka
życia i zachowa swobodę potrzebną do aktywności publicznej1! Życie publiczne było oczywiście możliwe dopiero wtedy, gdy zadbano o znacznie bardziej naglące potrzeby życia jako takiego. Instrumentem tej dbałości była praca, toteż bogactwo często mierzono liczbą pracowników, czyli liczbą posiadanych niewolą ników2. Posiadanie własności oznaczało tu bycie panem własnych życiowych konieczności, a zatem potencjalne bycie osobą wolną, mającą możność przekroczenia życia własnego i wkroczenia w świat, który jest wszystkim wspólny.
Dopiero wraz z wyłonieniem się takiego wspólnego świata w konkretnej namacalności, czyli wraz z powstaniem miasta-państwa, ten rodzaj prywatnego posiadania mógł nabrać doniosłego znaczenia politycznego, toteż jest rzeczą samą przez się zrozumiałą, że słynna „pogarda dla zajęć służebnych” nie występuje jeszcze w świecie Homeryckim. Jeśli właściciel wolał powiększać swą własność, zamiast używać jej prowadząc życie polityczne, to jak gdyby gotów był poświęcić swą wolność i stawał się dobrowolni^ tym, czym niewolnik był wbrew własnej woli, sługą konieczności3,
Aż do początków ery nowożytnej tego rodzaju własności nigdy nie uważano za świętą i tylko tam, gdzie bogactwo jako źródło dochodu zbiegało się z posiadaniem kawałka ziemi, na której umiejscowiona była rodzina, czyli w społecznościach zasadniczo rolniczych, te dwa typy własności były do tego stopnia zbieżne, że wszelka własność nabrała charakteru świętości. Nowożytni obrońcy własności prywatnej, jednomyślnie pojmując ją jako prywatnie posiadane bogactwo i nic ponadto, mają w każdym razie niewiele podstaw, by odwoływać się do tradycji, wedle której bez właściwego ustanowienia i ochrony prywatności nie byłoby wolnej dziedziny publicznej. Ogromne i ciągle postępujące gromadzenie bogactwa w społeczeństwie nowożytnym, rozpoczęte wywłaszczeniem — wywłaszczeniem klas chłopskich, które z kolei było nieomal przypadkową konsekwencją wywłaszczenia Kościoła i zakonów po reformacji4 — nigdy nie okazało wiele względów własności
Ten warunek dopuszczenia do dziedziny publicznej istniał jeszcze wej wczesnym średniowieczu. Angielska Księga obyczajów wciąż jeszcze podkreśla „ostrą różnicę między rzemieślnikiem i człowiekiem wolnym, franke homme, w mieście... Jeśli rzemieślnik stał się tak bogaty, że chciał stać się wolnym człowiekiem, musi wpierw porzucić swoje rzemiosło5 i pozbyć się z domu wszystkich swoich narzędzi” (WJ. Ashley, dz. cyt., s. 83). Dopiero za panowania Edwarda III stali się tak bogaci, że „nie było już rzemieślników, którzy nie mogli otrzymać obywatelstwa, lecz przeciwnie, obywatelstwo zaczęło się wiązać z udziałem w jakimś przedsiębiorstwie” (s. 89).
Coulanges, w odróżnieniu od innych autorów, bardziej podkreśla czasochłonne i pracochłonne czynności, jakich wymagano od starożytnego obywatela, niż jego „czas wolny” i słusznie uważa wypowiedź Arystotelesa, wedle której nikt, kto musi zarabiać na życie, nie może być obywatelem, za zwykłe stwierdzenie faktu, a nie wyraz uprzedzenia (dz. cyt., s. 335 i nast.). Jest charakterystyczne dla rozwoju w-ydarzeń w epoce nowożytnej, ŻĆ bogactwa jako takie, niezależnie od zajęcia ich posiadacza, stały si^j podstawą kwalifikacji do obywatelstwa: dopiero teraz był to zwykły; przywilej, który nie wiązał się z żadnymi czynnościami specyficznie; politycznymi.
Wydaje mi się to rozwiązaniem „znanej zagadki w badaniach historii gospodarczej świata starożytnego, polegającej na tym, że przemysł rozwinął się tam do pewnego stopnia, lecz nie poczynił takich postępów, jakich można by oczekiwać... [na podstawie faktu, że] Rzymianie wykazywali wszechstronność i zdolność do organizacji na wielką skalę w innych dziedzinach, w służbach publicznych i w armii” (Barrow, dz. cyt., s. 109—110). Jest to przypuszczalnie przesąd wynikający z warunków nowożytnych: oczekuje się tej samej zdolności do organizacji w sferze prywatnej i w „służbach publicznych”. Max Weber w swoim znakomitym eseju (dz. cyt.) zwrócił już uwagę na istotny według niego fakt, że starożytne miasta były raczej „ośrodkami konsumpcji niż produkcji” i że starożytny posiadacz niewolników był ,,rentierem, a nie przedsiębiorcą fiUntemehmer]” (s.- 13, 22 i nast. oraz 144). Sama obojętność pisarzy starożytnych na kwestie ekonomiczne i brak dokumentów odnoszących się do tych spraw przemawia dodatkowo za argumentacją Webera.
Wszystkie dzieła o historii klasy robotniczej, czyli klasy ludzi, którzy nie posiadają żadnej własności, żyją tylko z pracy własnych rąk, obciążone są naiwnym założeniem, że taka klasa istniała zawsze. Jak widzieliśmy, nawet niewolnicy w starożytności nie byli pozbawieni własności i tak zwana wolna praca w owych czasach zazwyczaj okazuje się obejmować „wolnych sklepikarzy, kupców i rzemieślników” (Barrow, Slcivery in the Roman Empire, s. 126). M.E. Park (The Plebs Urbana in Cicero’s Day, 1921) dochodzi zatem do wniosku, że nie było wolnej pracy, skoro wolny człowiek zawsze był w jakiś sposób właścicielem. W.J. Ashley podsumowuje sytuację w wiekach średnich aż do wieku XV następująco: „Nie powstała do tego czasu żadna wielka klasa płatnych robotników, żadna «klasa robotnicza» w nowożytnym sensie tego słowa. Mówiąc o «pracujących ludziach», mamy na myśli pewną liczbę ludzi, spośród których nieliczne jednostki mogły rzeczywiście dojść do stopnia mistrza, lecz większość nie mogła nawet marzyć o osiągnięciu wyższej pozycji. Jednak w wieku XIV kilkuletnia praca w charakterze czeladnika była tylko etapem, który