4 8 i. Wizje teorii socjologicznej
do społeczeństw opartych na pokrewieństwie albo na stosunkach władzy kategorie te są w zasadzie nieistotne (patrz np. Balbus 1982; Baudrillard 1975; Habermas 1977, 1999--2002; Nicholson 1986; Rubin 1975).
Jeśli teoretycy społeczni - jak zalecam - porzucą fundacjonalizm oraz poszukiwanie teorii ogólnej, co nam zostaje? Niewątpliwie niektórzy z teoretyków będą chcieli dowieść, Ze budowa teorii ogólnej w wersji bardziej umiarkowanej jest nadal możliwa, czego przykładem mogłyby być postulowane przez Mertona teorie średniego zasięgu czy też jakiś wariant, dajmy na to bliski States and Social Revolutions Thedy Skocpol. Nie będę rozważał tutaj wartości innych rozwiązań, choć jestem przekonany, że są one zbyt mocno związane ze sejentyzmem oraz modernistyczną ideologią oświecenia i postępu, która od dawna budzi wątpliwości. Chciałbym zamiast tego zaproponować, aby tym, co pozostanie, gdy teoretycy porzucą program fundacjonalizmu w szerokim sensie - wypracowania teorii ogólnej i reguł uzasadniania - była teoria społeczna rozumiana jako narracja społeczna. Kiedy pozbawimy teksty Marksa aspektu fundacjonalnego, pozostaną opowieści o rozwoju społecznym i o kryzysie. Gdy oczyścimy O podziale pracy społecznej Durkheima z roszczeń fundacjonalnych, będziemy midi opowieść o rozwoju zachodniej nowoczesności. To samo odnosi się do P arsonsa. Luhmanna. Muncha czy Habermasa. Nie zalecam, żebyśmy po prostu wrócili do wielkich opow ieści o ewolucji społecznej od Condorceta do Habermasa. Jestem przekonany, że jeśli teoria społeczna ma powrócić do swojej społecznej funkcji narracji, musi to być narracja innego rodzaju niż ta w wydaniu wielkich modernistów. W dalszej części tego artykułu naszkicuję zwięźle pewną wersję postmodernistycznej narracji społecznej.
Ponowoczesna narracja społeczna, za którą się opowiadam, opiera się na wydarzeniach, zatem starannie określa swoje czasowe i przestrzenne granice. Przez opieranie się na wydarzeniach rozumiem to, że podstawowymi punktami odniesienia ponowoczesnych narracji są główne konflikty społeczne lub przemiany. Ponowoczesne analizy społeczne jako narracje opierające się na wydarzeniach byłyby także głęboko zanurzone w kontekście. Wydarzenia społeczne zawsze zachodzą w określonym miejscu oraz czasie i łączą się zarówno z przeszłymi, jak i przyszłymi wypadkami w konkretnej przestrzeni społecznej.
Wielkie narracje wybitnych modernistycznych teoretyków społecznych były reakcjami na główne wydarzenia danego okresu, ale zazwyczaj nie brały pod uwagę ich historycznego i przestrzennego kontekstu. Narracje te, zamiast rozpatrywać wydarzenia w określonych ramach społeczno-historycznych, umieszczają wydarzenia w ramach historii światowej i rozwijają opowieści dotyczące jeśli nie historii ludzkości, to historii Zachodu. Zamiast mówić np. o kapitalizmie albo o sekularyzacji w Anglii czy Włoszech, analizowano te zjawiska jako jeden z rysów rozwoju „Zachodu” lub ludzkości. Marks zamiast analizować jedyny w swoim rodzaju, mający swój aspekt „kapitalistyczny”, przebieg uprzemysłowienia w Anglii czy w Niemczech i zadbać o o uchwycenie zasadniczych różnic oraz wyjątkowych, odrębnych historii, przedstawił teorię kapitalizmu, która miała rzekomo odkrywać podstawowe procesy, jednakowe we wszystkich „kapitalistycznych” formacjach społecznych. Jego „teoria kapitalizmu” zarysowała historię rozwoju społeczeństw zachodnich, a w końcu całej ludzkości, która nie brała pod uwagę specyfiki poszczególnych „zachodnich" i niezachodnich społeczeństw. Marks niewątpliwie zastrzegał, że jednolite mechanizmy kapitalizmu mogą różnić się zależnie od społeczeństwa, nawet jeśli zasadnicza dynamika i kierunek historycznego rozwoju przebiegały zgodnie z „prawami kapitalizmu”. Brał pod uwagę, iż to. że różne społeczeństwa mają odrębne tradycje narodowe, położenie geopolityczne oraz odmienne struktury polityczne, kulturowe, rodzinne, etniczne, rasowe oraz ze względu na relacje płci, nie
stanowi poważnej przeszkody w przydatności jego modelu kapitalizmu, przedstawiającego zasadnicze procesy i kierunek rozwoju ludzkości.
Uważam, że był to poważny błąd. Nawet jeśli przyjmiemy, że Marksowski model kapitalizmu jest w pewnym stopniu użyteczny w analizie dynamiki społeczno-ekonomicznych przemian w XIX w., to jestem zdania, że ogromne różnice społeczno-historyczne między społeczeństwami angl oamery kańskim i a europejskimi oraz między nimi a społeczeństwami innymi niż zachodnie przeważnie wpływają na postać i przebieg uprzemysłowienia. Poszczególne społeczeństwa wytwarzają własne wyjątkowe konfiguracje i trajektorie historyczne, które najlepiej analizować w sposób historyczny, a nie z wyżyn ogólnej teorii.
Europocentryzm tych wielkich narracji już gruntownie obnażono (patrz np Baudrillard 1975). Historia ludzkości w tych modernistycznych wywodach oznacza w rzeczywistości historię Zachodu. Społeczeństwa z innych części świata spychano na margines przeszłej, teraźniejszej i przyszłej historii. Zakładano, że ich losy są powiązane z Europą i ze Stanami Zjednoczonymi. Zachód był w takim ujęciu głównym sprawcą (agent) rozwoju historycznego, wskazywał, jaka będzie przyszłość całej ludzkości. Za tym zarozumialstwem kryla się arogancja zachodnich teoretyków, którzy twierdzili, że zachodni przełom wiodący do „nowoczesności" ma historyczne znaczenie dla świata w ogóle. Wielcy moderniści utrzymywali nie tylko, że nowoczesność Zachodu wywołała procesy o zasięgu ogólnoświatowym, lecz również, że modernizacja niesie ze sobą uniwersalne formy życia społecznego, tj. naukę, biurokrację, socjalizm, sekularyzację i solidarność organiczną. Nie trzeba wielkiego wysiłku, by spostrzec, że za tym dodającym sobie splendoru intelektualizmem modernistów kryła się ekspansjonistyczna polityka epoki kolonializmu.
Te wielkie narracje zdają się nosić znamię swego narodowego pochodzenia. Zawierają element szowinizmu narodowego. Moderniści rzutowali obraz wyjątkowego procesu rozwoju swojego narodu i związanych z nim konfliktów na cały świat, tak jakby jego szczególny przebieg miał dla świata historyczne znaczenie. Dziś te wszechobejmujące ujęcia próbujące przedstawić zarys historii świata wydają się skrajnie naiwne i błędne. Należy porzucić owe wielkie narracje uprzemysłowienia, modernizacji, sekularyzacji i demokratyzacji, te szerokie ujęcia historyczne, które miały odkrywać taki sam, jednakowo przebiegający proces społeczny w historii wielu rozmaitych społeczeństw, te historie, które zawierały upraszczające dwuskładnikowe przeciwstawienia (np. Gemeinschaft i Gesellschafi Tónniesa czy solidarność mechaniczna i solidarność organiczna Durkheima), rzekomo odnoszące się do przebiegu zmian społecznych w toku setek lat. Zacierają one istotne różnice, jakie zachodzą między społeczeństwami. Utrwalają hegemonicznc dążenia i narodowe, szowinistyczne pragnienia zachodniego świata. Krótko mówiąc, są niewiele więcej niż mitami, których celem jest usankcjonowanie określonych form społecznych.
Choć uważam, że powinniśmy porzucić wielkie modernistyczne narracje, sądzę, że nadal potrzebne są ujęcia ogólne, ponieważ we wszystkich społeczeństwach występują pewne zjawiska i wydarzenia wywołujące bardzo silne konflikty społeczne, moralne i polityczne. Rozmaite strony tych konfliktów często ujmują je w szerokich konceptualnych lub narracyjnych ramach. Aby nadać jakiemuś wydarzeniu moralne i polityczne znaczenie dla narodu albo uprawomocnić określony program społeczny, jego orędownicy opracowują narracje społeczne wiążące je z ogólną historią i losem ich społeczeństw lub ludzkości. Widać to wyraźnie na przykładzie epidemii AIDS: rozprzestrzenianie się wirusa HiV w Stanach Zjednoczonych wytworzyło dyskursy społeczne odnoszące je do dość szerokiego kontekstu bankructwa „rewolucji seksualnej” czy też w istocie bankructwa idei liberalnego społeczeństwa