258 (De)Konstrukcje kobiecości
ku?”. Na koniec autorka stawia istotne pytanie, kto ma pra-wo decydować, czy ktoś jest, czy nie jest kobietą/lesbijką? (Wj|. chins 1997,83). Powyższe wątpliwości nie tylko kwestionują założenie o niezbędności podmiotu tożsamościowego jako podstawy feminizmu ze względów praktycznych, gdyż, jak się okazuje, polityka taka jest samoograniczająca i nieefektywna na dłuższą metę. Szczególnie istotny wydaje się problem etyczny związany z wykluczeniem. Czy można odmawiać komuś prawa do uczestniczenia w ruchu, bo nie spełnia standardów przyjętej umownie „kobiecości”? Kto ma prawo podejmować takie decyzje, których ceną jest często odrzucenie tych już raz odrzuconych przez główny nurt kultury? Kto ma prawo wydać wyrok, skazujący ponownie te osoby nabycie na marginesie, odmawiający im miejsca w społeczności, do której chcą należeć?
Problem wykluczonych Innych, przemilczanych w ramach obowiązującego dyskursu władzy, pozbawionych prawa mówienia przez tych/te, którzy/które mają władzę, budzi wątpliwości wobec dystrybucji owej władzy i pomaga zakwestionować to, co dotychczas było uznawane za „naturalny” porządek rzeczy. Problem ten staje się szczególnie widoczny, gdy marginalizują i przemilczają ci, którzy sami byli lub są marginalizowani, gdy opresjono-wane grupy wykorzystują ten sam mechanizm wykluczania, jaki zastosowano wobec nich samych. Sięgając po te same narzędzia, wpadają w te same pułapki.
Jak widzieliśmy, każda konstrukcja podmiotu, czy to jednostkowego, czy grupowego, odbywa się w opozycji do Innego, w konsekwencji prowadząc do jego wykluczenia. Inny, stając się tym, co zewnętrznie konstytutywne dla owej podmiotowości, jednocześnie nieustannie zagraża jej obaleniem. Teoria i praktyka oparta na tego rodzaju niepewnym i pękniętym podmiocie jest chwiejna tak jak on, w dodatku sama niesie możliwość własnego podważenia. Powinna więc zostać zakwestionowana jako wykluczająca i oparta na przemilczaniu Innych. Zdaniem Butler, kategorie tożsamości ograniczają w rzeczywistości cele emancypacyjne, często uniemożliwia*
jąc włączenie się tych kobiet, które nie spełniają warunków bycia podmiotem. Jednocześnie próby otwarcia się na wszystkie możliwe różnice (klasowe, rasowe, ze względu na kolor skóry, seksualność), postulowane przez feministki wierzące w uratowanie podmiotu feministycznych roszczeń dzięki jego rozbudowaniu, są z góry skazane na porażkę: lista owych różnic jest nieskończona i musielibyśmy ją zamknąć „kłopotliwym «etc.»” (określenie Judith Butler).
Wiele badaczek postmodernistycznych podkreśla ten dylemat związany z wieczną różnicą, której w żaden sposób nie da się wyeliminować, przewidzieć czy z góry uwzględnić w kategorii. Niezależnie od tego, jak bardzo byśmy zmodyfikowali te kategorie, ile elementów dołączyli do kobiecej czy lesbijskiej wspólnoty, nie sposób usunąć różnic. Pozostaje więc zrezygnować z prób uchwycenia jej esencji i otworzyć się na różnicę. Wspólnota musi być wciąż tworzona na nowo, „tu i teraz”, z uwzględnieniem specyfiki miejsca oraz wielości i zmienności jej uczestników.
Jak stwierdza w motcie do Historii seksualności Michel Foucault, „nie mamy do czynienia z jednorodnym milczeniem, lecz z wielością przemilczeń stanowiących nieodłączną część strategii, które tworzą podstawę dyskursów i je przenikają” (Foucault 1995,31). Tutaj zbadałam tylko jedną z wielu domen feministycznych i lesbijskich strategii przemilczania i wykluczania - w rzeczywistości jest ich znacznie więcej. Zbadanie wszystkich wymagałoby osobnej rozprawy. Mam jednak nadzieję, że już opisane przeze mnie przypadki ukażą konieczność ostrożniejszego podejścia do wszelkich działań pod sztandarem wspólnego imienia, niezależnie od tego, czy będzie ono reprezentować „kobiety”, „lesbijki” czy „queern. Bez zrozu-mienia/dostrzeźenia fałszywości uniwersalistycznych założeń i zrezygnowania z nich zarówno feminizm, jak i lesbianizm -i każdy inny „izm” - pozostaną w błędnym kole wykluczeń i marginalizacji.