— Za to teraz jesteś w łóżku pani docent. No podziękuj swojej Manierce za dobrą radę..
— Wcale nie.
— Co uwalę nie? Nie podziękujesz?
— Z przyjemnością, ale wcale z nią nie spałem. Na początku trochę podrywałem, to wszystko. Ona mi pomaga. . jakby tu powiedzieć... Z dobroci serca. Lubi tę dyscyplinę, jest z natury życzliwa. No i...
— Uważaj chloptysiu, bo się zakochasz. Już ja akurat uwierzę w dobroć serca starej pindy, gdy chodzi o takiego kochasia jak ty.
Trochę rozzłoszczony przewrócił ją na plecy.
— Nie każda musi tak lubić te rzeczy jak ty.
— Każde! Zaręczam ci, że każda — mruknęła, zsuwając się do jego bioder. — Tylko nie każda może.
*
A jednak przyjęła jego zaproszenie. Siedzieli w przytulnej restauracyjce na Krakowskim Przedmieściu. Miejsce bardziej stosowne dla pary kochanków, niż dla kolegów z pracy, w dodatku nierównych sobie stanowiskiem. Postanowiła pójść, żeby go nie urazić. Tak bardzo chciał się jej czymś zrewanżować. Była jednak zbyt uczciwa w stosunku do samej siebie, żeby nie przyznać się, że po prostu miała wielką ochotę pójść. Matka weszła do łazienki, gdy malowała się przed lustrem. Miała ten nieznośny zwyczaj wchodzenia bez pukania, a zamknięte na zamek drzwi wprowadzały ją w rozdrażnienie. Stanęła jak wryta.
— Córuś, jak ty wyglądasz?!
Bladoróżowa bluzka z prawdziwego jedwabiu z fantazyjnym wiązadłem pod szyją. Wąska brązowa aksamitna spódnica z pęknięciem podkreślającym zgrabną łydkę. Szpilki. Dyskretny makijaż. Nawet te krótkie włosy nie raziły. Dodawały swoistego, trochę perwersyjnego wdzięku.
— No jak? — odwróciła się uśmiechnięta.
— Jak ładna, dojrzała kobieta — odpowiedziała ze
zdziwieniem matka.
To samo zdziwienie wyczytała w jego oczach, gdy
wstał od stolika, żeby ją przywitać. Wręczył jej kremową różę. Trzeba przyznać, że maniery miał dobre. Bała się, że nie będą mieli o czym rozmawiać. Temat jednak się znalazł. Jego doktorat. Tym razem on rozprawiał ze swadą. Wyraźnie temat go wciągnął. Zdaje się, że pisze tę pracę z przyjemnością. Powiedziała mu to. Roześmiał się.
— To dzięki pani! Trudno sobie wyobrazić, jak bardzo -mnie to nudziło.
Pomyślał jednocześnie, że jeszcze trudniej byłoby mu opowiedzieć jej, co go nie nudziło, ale nie zapytała. Zamówił szampana, trochę protestowania. Nie chciała narażać go na wydatki. Skąd miała wiedzieć o małej fortunce. którą zbił na boku, handlując kasetami. Nie była też chyba przyzwyczajona, żeby mężczyźni poili ją szampanem.
Potem był długi spacer po zaśnieżonym mieście. Musujący napój musiał jej trochę uderzyć do głowy. Bez sprzeciwu pozwoliła się objąć. Szli, chichocząc jak para uczniaków. Opowiadała jakieś anegdotki o naukowcach, których znał tylko z nazwisk. Nie przypuszczał, że jest taką bystrą, trochę złośliwą obserwatorką. Bawił się świetnie. Gdy, już pod jej domem, dziękował jej za udany wieczór, był szczery!
— To ja bardzo dziękuję, panie Adasiu — zaskoczył go wyraz wdzięczności w jej oczach.
Matka oczywiście nie spała. Z ubolewaniem pokręciła
głową:
— Jest za miody, l-rminko, za miody!
Musiała podglądać ich przez okno. Nawet ta nadopie-kuńczość nie popsuła dobrego nastroju. Dawno nie czuła się taka rozluźniona, beztroska. I.. atrakcyjna!