ukształtowały stereotypową sylwetkę Hume’a w dziejach sporów filozoficznych.
'Hume był przeciwieństwem uczonego pedanta; był pisarzem i eseistą; nie w tym jednak znaczeniu, by wypowiadał luźne przypuszczenia, nie troszcząc Się o ich racje. Przeciwnie, potrafił z nadzwyczajną jasnością sformułować pytania, które go obchodziły, i bez retorycznych środków ważyć racje za tą lub inną odpowiedzią. Unikał natomiast rozbudowanych bez potrzeby klasyfikacji, rozwlekłych cytatów." Jeśli myśl jego bywa dwńznaczna — jak w Dialogach o religii naturalnej — to jest to dwuznaczność zamierzona i konstrukcyjna, nie zaś powstała z nieudolności lub chaosu. Każde napisane przez niego zdanie jest ujawnieniem rzeczywistej pracy myślowej, a pisma jego obejmują wszystko, co w owej epoce było dla życia intelektualnego ważne. Kierowała nim wszechstronna ciekawość, ale także przekonanie, że ustalenie granic ludzkiego poznania jest doniosłe praktycznie, pozwala uwolnić się od pytań zbędnych a łatwo rodzących kłótnie i pozwala zaprowadzić jasność i ład we wszystkich dziedzinach życia ludzkiego.
Zastanawiając się nad treściami poznawczymi umysłu, Hume odróżnia na wstępie dwa ich rodzaje, różniące się, jak powiada, stopniem intensywności. Są tedy impre-s j e, czyli bezpośrednio doświadczane treści albo „wszystkie życiowe percepcje, które powstają, gdy słyszymy, widzimy, czujemy, kochamy, nienawidzimy, pożądamy lub chcemy”, są nadto idee, czyli percepcje słabsze, pamięciowe lub imaginacyjne. Idee wywodzą się całkowicie z impresji, czy nawet są ich „kopiami”, co widać stąd choćby, że defekt jakiś w odbiorze wrażeń uniemożliwia wytworzenie odpowiedniej idei („Lapończyk lub Murzyn nie znają wyobrażenia smaku wina”). Każda idea prosta jest odpowiednikiem albo zblakłą kopią prostej impresji; idee złożone, na przykład twory fantazji, są kombinacją składmków znanych nam z treści wrażeniowych (złota góra lub cnotliwy koń). W szczególności tak zwane idee ogólne — jak to zresztą Berkeley wykazał— nie istnieją bynajmniej w naszym umyśle, jeśli rozumieć przez nie treści pozbawione ^wszęlki.ęj ząwąjrtp-ścl indywidualizującej. Idee są jednostkowe, jedynie dołączone do nich słowa pozwalają sobie kojarzyć daną ideę z wieloma podobnymi, o zbliżonych jakościach.
Otóż wszelka, jaka istnieje, praca rozumowa dotyczy bądź związków pomiędzy ideami, bądź faktów. Wśród związków między ideami, z kolei, są takie, które możemy badać nie odwołując się do niczego oprócz idei samych, w szczególności nie odwołując się do obserwacji; są to związki podobieństwa, przeciwieństwa, stopni w posiadanej jakości oraz proporcji ilościowych. Badanie takich związków stanowi właściwy przedmiot wiedzy matematycznej i pozwala otrzymać wiedzę całkowicie pewną, ale nie mówiącą nam nic o istnieniu swoich odpowiedników. Twierdzenie, że „trzy razy pięć równa się połowie trzydziestu” pozostaje w mocy bez względu na to, czy istnieją, czy nie istnieją jakiekolwiek przedmioty liczone. Jest bezwzględnie prawdziwe, ale zarazem nie zawiera żadnych wskazówek co do egzystencji czegokolwiek. Taki właśnie charakter mają twierdzenia nauk matematycznych: są pewne dzięki swej oczywistości lub dzięki temu, że wywiedzione są z oczywistych za pomocą niezawodnych rozumowań.
Inny charakter mają związki tożsamości, łączności czasowej lub przestrzennej oraz związki przyczynowo-skutkowe. Łączność czasową i przestrzenną możemy ustalić w percepcji bezpośredniej, to znaczy możemy ją ustalić nie wykraczając poza fakty same. Wiedza tegos rodzaju należy tedy do obszaru bezpośredniego spostrzegania. Inaczej ze zdaniami, które mówią o związkach przyczynowych ‘między zdarzeniami. W tej dziedzinie musimy wykroczyć poza obserwację, a prawomocność tego wykroczenia stała się dla Hume’a pytaniem, które uznał za szczególnie doniosłe i którego rozstrzygnięciu przypisywał ogromną wagę w walce z przesądami filozoficznymi i błędami codziennych rozumowań.
Jakoż, zdaniem Hume’a, wszelkie sądy o faktach spostrzeganych mają to do siebie, że w przeciwieństwie do sądów matematycznych mówią nam coś o istnieniu, stwierdzają obecność pewnego zdarzenia, ale zarazem nie zawierają w sobie konieczności żądnej; że coś teraz tak