się uśmiechać - w cudowny sposób wkrótce zaczynasz się czuć lepiej.
Jak możemy wyjaśnić takie zjawiska? Czy istnieje jakiś obiektywny sposób mówienia o uczuciach? Czy musimy się odwoływać do „umysłu” i „nieświadomych impulsów”, aby je wytłumaczyć? A może wszystko sprowadza się do reakcji chemicznych w mózgu?
Behawioryzm, mówiąc ogólnie, jest szkołą psychologiczną dostarczającą konkretnych odpowiedzi na takie właśnie pytania. Inaczej niż freudyści, behawioryści do wyjaśniania zjawisk psychicznych nie używają hipotetycznych koncepcji, takich jak „nieświadomość”. Stosując bardziej naukowe, w ich pojęciu, podejście, ograniczają się do danych obserwowalnych. A tym, co da się obserwować w przypadku psychologii człowieka, są zachowania, czyli be-hawior i stąd nazwa kierunku.
Behawiorystyczne koncepcje są przynajmniej tak stare jak pisma Thomasa Hobbesa, który postrzegał ludzki organizm jako rodzaj doskonałej maszyny. (Według Hobbesa uczucia i działania można by opisać jako wynikające z fizycznych procesów i zdarzeń przebiegających wewnątrz ciała). Jednak jako kierunek w psychologii behawioryzm jest w istocie dziełem amerykańskiego psychologa Johna B. Watsona, który obwieścił jego nadejście traktatem z roku 1914 Behaviour.
Watson zdecydowanie odrzucał pogląd obowiązujący od czasów Kartezjusza, że umysł i ciało działają według odmiennych reguł i że najlepszym (i w rzeczywistości jedynym) sposobem badania umysłu jest introspekcja. To, według Watsona, nie była nauka. Przede wszystkim introspekcja jest z zasady subiektywna - jej odkrycia nie mogą zostać obiektywnie ustalone. Po drugie introspekcja nie daje niczego w najmniejszym choćby stopniu przypominającego rzetelne dane - jej odkryć nie można ocenić ilościowo. Jeśli psychologia ma być nauką, mówił Watson, musi zająć się ścisłymi, obserwowal-nymi i obiektywnymi danymi. Musi także odrzucić niejasne (i według Watsona nieistniejące) pojęcia, takie jak „świadomość” czy „pożądanie”.
W dużej mierze podobnie jak Pawłów, którego prace nad zwierzętami poznał dopiero później, Watson i jego następcy uważali, że naukowa psychologia polega na badaniu odpowiedzi jednostki na bodźce z zewnątrz. Jeśli potrafimy za pomocą eksperymentu pokazać, że pewne zdarzenie (np. dzwonek do drzwi) regularnie wywołuje określoną reakcję (powiedzmy, nerwowe drgnięcie), to ustaliliśmy fakt psychologiczny. Całkowity zbiór takich związków zdarzeńie-zachowanie stanowi wystarczającą bazę danych, ną których podstawie mamy prawo budować psychologiczne zależności.
Zdarzenia stają się związane z zachowaniem - mówią behawio-ryści - w procesie uczenia się, czyli „warunkowania”. Jeśli pies będzie nagradzany kością za każdym razem, kiedy wykona polecenie „siad!”, nauczy się, że posłuszeństwo wiąże się z przyjemnością i na komendę „siad!” będzie od tej pory siadać prawie na zasadzie odruchu. (Behawiorysta B. K Skinner nazywa to „pozytywnym wzmocnieniem”). Podobnie, kiedy jako dzieci nauczymy się, że pójście do kina oznacza zjedzenie popcornu, zostaniemy uwarunkowani do łączenia zdarzenia (pójście do kina) z zachowaniem (jedzenie popcornu), i to pierwsze będzie prowokować działanie mające na celu osiągnięcie drugiego.
Podstawowa idea behawioryzmu, w skrócie, polega na tym, że zachowanie nie jest tylko oznaką pewnego stanu umysłu, ale jest w istocie tym samym co stan umysłu. Donikąd nie dojdziemy, fabrykując takie absurdy jak „temperament” czy „id”, które są tylko teoretycznymi oderwanymi pojęciami na temat ludzkiego zachowania. Na przykład zjawisko określane jako „neurotyczne zachowanie” behawiorysta, w sposób pozornie bardziej naukowy, przypisuje sprzecznym odruchom będącym odpowiedzią na nakładające się bodźce. Poza tym podejście behawiorystów pomaga w osiągnięciu ich ostatecznego celu: nie obchodzi ich tworzenie modeli teoretycznych, ale poprawa ludzkiego działania. Jeśli można poprawiać środowisko, można także usprawnić człowieka.
153