L Społeczność podróżującym
19
Choć mógł byr zachęcany do surowości, to jednak każde jej.0 polęc:enie miało walor względny: ojciec mógł je uchylić. Wiązało się u z podrzędną pozycją łiauczydela w hierarchii dworu magnackiego czy nawet szlacheckiego. Oczywiście tyle tu sytuacji, ile różnic usposobienia u panów i różnic majątkowych, warunkujących w znaczny^ StOpftiu strukturę społeczną dworu. Biorąc pod uwagę, że nauczyciel by człowiekiem niezamożnym, często duchownym bez intratnego lub jakiegokolwiek benefujufo, ze jego urodzenie było z reguły skromne
trudno oczekiwać; by mógł liczyć na fawory i zaszczyty. Inaczej przedstawiały się perspektywy preceptora w podróży młodego panicza.
|ak się zdaje, możemy mówić o dwóch typach takich opiekunów, jeden to człowiek prawdziwie kompetentny, znający odwiedzane kraje, władający językami, traktujący opiekę w zagranicznej podróży jako zawód. Taki guwerner był w cenie, zapewniał bowiem wykorzystanie doświadczeń przez młodzieńca i pozwalał ufać, że uniknie on niepotrzebnego ryzyka. Podobnych fachowców ojcowie przekazywali sobie listami polecającymi. Z nich wyrastali czasem autorzy poczytnych i użytecznych przewodników.
Odmienny typ opiekuna mógł mieć wszelkie walory serca i umysłu, ale nie miał doświadczenia w podróży. Ruszał w świat równie mu nieznany, jak jego wychowankom. Są w tej grupie ludzie wielkiego formatu, wykształceni i z charakterem, są też i prostaczkowie, których relacji nie można czytać bez uśmiechu politowania; ludzie, którzy byliby „na miejscu* u siebie, we dworze szlacheckim, ale gubią się wśród obcych i nowego otoczenia, jeśli jednak podróż przeszła pomyślnie, niejeden z nich stawał się preceptorem .zawodowym' i ruszał w świat ponownie. Z kolei wyjazd taki mógł się zdarzyć każdemu słudze, wybranemu przez pana. bez względu na jego zwykłe obowiązki. W każdym razie taka była praktyka Radziwiłłów nieświeskich w XVI/XVII wieku. Również Jan Gębczyński, preceptor Stachnika Lubomirskiego, nie był chyba stałym jego nauczycielem, a po powrocie z podróży osiadł na dzierżawie uzyskanej od ojca wychowanka, Sebastiana Lubomirskiego.
Czy preceptorzy z różnych krajów są do siebie podobni? Czy podobieństwo sytuacji zawodowej wyrównywało różnice cywilizacyjne i środowiskowe?
Tak jak na wiele stawianych tu pytań i na to trudno odpowiedzieć jednoznacznie. W krajach, gdzie wykształcenie było bardziej rozpowszechnione, poziom tutorów był z natury rzeczy wyższy. W Anglii czwartego dziesiątka łat XVII wieku w niektórych diecezjach niemal wszyscy proboszczowie, a i niejeden bezrobotny minister anglikański, mieli wykształcenie uniwersyteckie; kler polski pod tym względem
Podróż z guwernerem znajdował się daleko w tyle. Kraje niemieckie były z kolei silnie zróżnicowane, jednak liczba uniwersytetów tam czy we Francji była imponująca. Czy wolno traktować jednakowo wszystkie dyplomy? Czy dyplom Akademii Krakowskiej, w trudnym okresie, jaki przeżyta na przełomie XVI i XVII wieku, jest istotnym kryterium oceny preceptora w podróży zagranicznej?
Właśnie podróż za granicę dawała ambitnemu wychowawcy niemałą szansę: mógł wraz z wychowankiem uzupełniać wykształcenie w ośrodkach uczonośd, poznawać luminarzy nauki czy po prostu uzyskać stopień naukowy. Życiorysy kilku opiekunów wskazują, że dzięki podróży awans społeczny mógł uzyskać także zdolny preceptor nawet miernie urodzonego i niezbyt bogatego młodzieńca. W siedemnastowiecznej Anglii wychowawca zdołał czasem wśliznąć się do służby dyplomatycznej i zrobić w niej karierę.
Korzyści, jakie potrafił z. podróży wynieść preceptor prawdziwie wybitny, jak Stanisław Lubieniecki czy Thomas Hobbes, były niewymierne. Mimo różnic między nimi, listy pisane do domu odsłaniają zdumiewające podobieństwo sytuacji życiowej.
Częste pisanie do domu, informowanie niespokojnego ojca, należało do podstawowych obowiązków zarówno guwernera, jak i jego wychowanka. Było też w interesie ich obu, często bowiem trzeba było tą drogą przypominać o braku pieniędzy; wyjaśniać, jak drogie jest żyde w cudzych krajach. Ojciec - postać wciąż obecna przez instrukcje i polecenia - miał czasem zdanie wyrobione własnym, dawnym doświadczeniem, niekiedy jednak nie znał stosunków za granicą; tak czy inaczej jego interwencja z daleka zdaje się być przeważnie kłopotliwa i nieznośna dla preceptora. Ojciec-przyjadei, źródło życzliwych, rzeczowych rad - to wówczas jeszcze anachronizm. Poznajemy takiego w sir Thomasie Browne, lekarzu z Norwich (postari wyjątkowej i często tu cytowanej) przez jego listy do podróżujących synów, Edwarda i Thomasa. Ale byli oni już nieco starsi i samodzielni.
Nie ma wychowawców bez wychowanków, jak jednak zebrać razem rozbieżne informacje? Daleka podróż była dla młodzieńca ogromną atrakcją. Z reguły wołał on ruch raź pobyt w jednym miejscu. Szczególny powód stanowił tryb życia, który narzucała teoria wychowawcza. Dzień był szczelnie wypełniony nauką przeważnie w ścisłym gronie jednego lub paru uczniów i nauczyciela. Lektura i komentowanie autorów starożytnych, poważne studia matematyczne (jak w przypadku Boyłe a), nauka inżynierii fortyfikacyjnej, nauka muzyki, tańca, szermierki, wszystko to mogło zająć cały dzień. Ćwiczenia fizyczne, elegancka jazda konną dla której jeżdżono do Włoch, stawały