We wszytkich, dość różnorodnych pieśniach związanych z niszczeniem Marzanny powtarza się charakterystyczne przeciwstawienie wyrażające właściwie istotę całego obrzędu: „Smiercicha ze wsi, nowe łatko do wsi”, „Wyniosłyśmy Marzaneczkę ze wsi, przynosimy zielony gaj do wsi” itd. W słowach tych, oznajmiających oczywiście rytualne pokonanie zimy przez wiosnę, nie ma bezwzględnego przeciwstawienia śmierci życiu. Dla ludności wiejskiej śmierć nie stanowiła nigdy zaprzeczenia życia. Wręcz przeciwnie — była jakby jego uzupełnieniem, a nawet koniecznym warunkiem. Doskonale wyraził to James Frazer, autor znanej czytelnikom polskim Złotej Gałęzi. Omawiając obrzędy niszczenia personifikacji zimy-śmierci w różnych regionach Europy doszedł on do wniosku, że „Śmierci [...] nie można uważać za czysto destrukcyjny element, jakim [...] jest w naszym rozumieniu [...], należy przypuszczać, że zniszczona istota, tzw. Śmierć — wyposażona jest w siły ożywiające i przyśpieszające odrodzenie”.
Przypomnijmy sobie Diabła, który w micie kosmo-gonicznym dopóty jest wcieleniem sił destrukcyjnych i śmierci, dopóki ma swobodę działania. Ujarzmiony, staje się postacią niezbędną dla istnienia świata i życia. Myśl taka przewija się przez wiele wierzeń i obrzędów. Mieliśmy możność obserwować ją w obrzędowości Świąt Godowych, kiedy przenikanie się sił życia i śmierci było jednym z podstawowych warunków stworzenia nowego roku. Współistnienie tych pierwiastków jest typowe dla wszystkich sytuacji przejściowych, dla momentów granicznych między dwoma stanami istnienia bez względu na to, czy chodzi o życie i śmierć, czy porządek i chaos. Zasada ta obowiązuje zarówno na płaszczyźnie kosmicznej, jak antropologicznej, o czym świadczą pewne zachowania i czynności dokonywane podczas obrzędu pogrzebowego. Bodaj najbardziej archaiczną postać obrzę-
181