sranego z Kościołem młodzieńca, w którego wstąpiło jakieś licho, odkąd - nastolatkiem jeszcze będąc - zaczął wieczorami spotykać się z ks, Edwardem Si, ówczesnym proboszczem parafii św. Antoniego Padewskiego w pobliskim Sławnie.
W 2002 r. Marcin dopuścił się kilku drobnych kradzieży, za co trafił na krótko do aresztu. Po uwolnieniu nic kontynuował już nauki w zawodówce, bowiem ks. Edward zaproponował mu świetnie płatne zajęcie, niewymagające specjalistycznego wykształcenia.
Robota była lekka i łatwa, aczkolwiek nic dla każdego przyjemna. Polegała z grubsza na tym, że Marcin musiał chlać z plebanem drinki oraz towarzyszyć mu w oglądaniu filmów pornograficznych z wartką akcją homoseksualną (częstokroć też pedofilską), w trakcie których kapłan rozbierał się i onanizował oraz molestował nastolatka.
Imprezy odbywały się kilka razy w miesiącu, a umówionym znakiem wzywającym chłopaka na plebanię była odsłonięta w jednym z jej okien firanka. Honorarium nie było z góry ustalone, ale że parafia św. Antoniego liczy sobie prawie 5 tys. ofiarnych owieczek, toteż ich pasterz nie żałował Marcinowi pieniędzy, wypłacając mu śliską ręką
czas wyjątkowy na pedofilów w sutannach (por. „Boże dzieci"
- „FiM” 30/2003), zaś w śledztwie dotyczącym schwytanego w maju księ dza Jerzego U. wychodziły rozmaite paskudztwa wobec ministrantów. Dlatego bardzo poważnie podeszliśmy do Marcina M. i sta rannie je weryfikowaliśmy.
chodzi o fotografowanie, [- to.był przekonany, że jego „modele” mają znacznie ^ więcej niż 15 % lat. Prokuratura ostatecznie umo-yla śledztwo, uznawszy, że sprawa z dziećmi już się przedawniła, a pełnoletniego Marcina M. nikt na plebanię silą nic zaciąga! - wyjaśnia policjant.
A
wyjechał w Lubuskie, do rodziny mieszkającej w pobliżu Ciosańca i Serbów. Dorywczo pracował w Niemczech, aż wreszcie nadszedł ten fatalny czas, że zaczął zabijać...
© © ©
Przyjrzyjmy się teraz losom ks. Edwarda S.
Po wyświeceniu w 1979 r. pracował jako wikariusz w Połczynic-Zdro-ju, później w Miastku, a w 1986 r. otrzymał swoje pierwsze probostwo w parafii Niepokalanego Poczęcia N.M. Panny w Żydowic, którą zarządza! przez trzy lata i skąd trafił do wspominanego wcześniej Dygowa (niespełna 3 tys. wiernych), gdzie po raz pierwszy ujawniły się jego niebezpieczne dla dzieci zachowania. „Artystyczne" zamiłowania proboszcza fotografika wywołały w Dygowie skandal, ale nikt ich nic zgłosił policji. Gdy zaś wieści dotarty do kurii biskupiej w Koszalinie, ks. Edward S. został... awansowany przeniesieniem do znacznie większego Stawna.
Utrzymał się tara prawie 5 lat, bo gdy tylko Marcin M. zaczął składać zeznania o sekscesach na plebanii, ówczesny ordynariusz diecezji koszalińsko-kolobrzeskiej biskup
- -_•_a_i_i_i__£_t- - - ‘_ decluego i biskupa Jana Szkodo-nia z Krakowa), a nawet jako... artysta estradowy (na zdjęciu).
„Teatr Zespołu Szkól Samorządowych w Sypniewie ma znakomitą obsadę aktorską, a niekwestionowaną gwiazdą jest tamtejszy proboszcz parajii ks. Edward S(...), który zawsze występuje w pierwszoplanowych rolach, wywiązując się z nich wyśmienicie'' - tak katolicki tygodnik „Gość Niedzielny” recenzował jeden zc spektakli 23 marca 2008 r.
© © ©
Gdy schwytany dzięki genialnej sprawności lubelskiej policji zabójca Marcin M. zaczął mówić o swojej przeszłości, ks. Edward zniknął z Sypniewa.
- Decyzją biskupa (Edward Dąjczak, obecny ordynariusz diecezji koszalińsko-kolobrzeskiej - dop. red.) został odsunięty od zajęć duszpasterskich i przebywa na bezterminowym urlopie - dowiedzieliśmy się w kurii.
„To za sprawą wojujących ateistów kapłani oraz osoby świeckie pomagające duchownym narażone się na przejawy nienawiści, napady i rabunki” - podjudzał wiernych biskup pomocniczy diecezji zielo-nogórsko-gorzowskiej Paweł Socha podczas uroczystości żałobnych w Serbach.
ANNA TARCZYŃSKA