44 POLICJA
to okrzyk zdemaskował przestępcę bezpośrednio i stał się powodem jego natychmiastowego aresztowania. Bo jeżeli przestępca wykrzykiwał na głos takie rzeczy, to jak straszne dopiero musi być to. co sobie przepowiadał w cichości. Mimo to nie posiadamy jeszcze materiałów, które by nam pozwoliły poznać i przeniknąć czyny przestępcy. Ot, choćby wspomniany już fakt, że nie znaleziono przy nim materiałów wybuchowych. Na jakiej więc podstawie sądzi pan, że sprawa z nim jest krótka i jasna?
Adiutant — Istotnie. Nie podejmuję się w tej chwili ukazania wTOgich czynów przestępcy niejako na powierzchni. Twierdzę jednak z całą stanowczością, że w kształcie całkowicie dojrzałym znajdują się one w sferze osobowości oskarżonego i nawet jeżeli nie zostały jeszcze dokonane, to są rzeczywistością taką samą, jak gdyby już się dokonały — o ile uznamy, że czas jest tylko jeden i nie dzieli się zasadniczo na czas przeszły ani teraźniejszy. Z punktu widzenia śledztwa jest to prawda najzupełniej oczywista i obciążająca.
NACZELNIK POLICJI — Czy pan generał jednak mi pozwoli — dwa słowa?
GENERAL — Ależ oczywiście, proszę bardzo.
Naczelnik Policji — Nie przeczę, że mamy do czynienia z wyjątkowo niebezpiecznym zbrodniarzem, i wszyscy ci, którzy twierdzą, jakoby policja nie miała już nic do roboty, zasługują tylko na uśmiech politowania, jeżeli nie na aresztowanie. Wydaje mi się jednak, że może nie tyle samo twierdzenie, ile metoda kolegi porucznika jest objawem miłej, aczkolwiek pochopnej wiary we własne siły, typowej dla nowicjuszy.
Generał — Naczelniku, prosiłem pana przecież...
Adiutant — O ile mi wiadomo, przestępca zaczął swą niezwykle intensywną wrogą działalność po długim okresie lojalności, a nawet współpracy z rządem.
Naczelnik Policji — Tak jest, mój młody kolego.
Adiutant — Mamy więc do czynienia z niezwykle groźnym osobnikiem. Zaszedł proces analogiczny do tego, jaki pan generał był łaskaw naszkicować przed chwilą oceniając moją sylwetkę — tyle że jest to proces o kierunku odwrotnym. Człowiek ten,
W stosunkowo późnym wieku, co przyczynia się jeszcze dtra#
zaostrzenia objawów, zaznał pierwszych rozkoszy płynących z poczucia, że jest się prześladowanym. Jak wiadomo, poczucie to daje złudzenie własnej wyższości i godności, akurat takie samo w natężeniu, co poczucie bogobojnej lojalności, zgodności z panującymi poglądami, chociaż diametralnie różne w specyfice, stąd niezwykle atrakcyjne dla egzemplarzy, które go jeszcze nie zaznały.
Naczelnik Policji — Ja się nie zgadzam. Ten człowiek jest ohydnym okazem zbrodniarza, to jasne, ale nie widzę, w czym miałby być gorszy od różnych takich, co... co rzucają bomby na generałów!!
GENERAL — Znowu z tą bombą!
Konsternacja, chrząkanie, Naczelnik fuka przez wąsy.
Adiutant — Zapewniam pana, panie naczelniku, że człowiek ten jest zdolny bez mrugnięcia okiem rzucić bombę na trzech generałów.
NACZELNIK Policji (porywczo, do Sierżanta, dawnym tonem zwierzchnika) — Baczność! (Sierżant odruchowo podrywa się na baczność) Powiedzcie zaraz, czy rzucilibyście bombę na samego pana generała?
GENERAŁ — Mówcie śmiało, szczerze, nie krępujcie się mnie.
SIERŻANT — Co to, to nie, panie naczelniku. Owszem, mogę mieć różne myśli, nie zaprzeczam, że kolejnictwo, że rolnictwo, nawet inne jeszcze, ale żeby bombę na pana generała...
Naczelnik Policji (z tryumfem) — Widzicie panowie?
ADIUTANT (do Sierżanta, nalegająco) — Wyobraźcie sobie, że idziecie deptakiem w niedzielę po południu i akurat macie przy sobie bombę. Wzięliście ją z domu, ot tak sobie, sami nie wiecie dlaczego. Dookoła pełno ludzi, piękne kobiety — i nagle widzicie generała.
Sierżant — Prawdziwego?
Naczelnik Policji (ostro) — Przywołuję was do porządku!
Adiutant — Jasne. Generał wali wprost na was. Ani zboczy, po prostu sam się naprasza. Ordery mu błyszczą, cholewy się świecą. Wy czujecie, że teraz mu zapłacicie za wszystko, że taki piękny generał już się wam drugi raz nie trafi.
Sierżant — A łajdak!