wość w znacznej mierze usprawiedliwia taką interpretację postaci Welta, o tyle uznanie jej przez Włodka za reprezentatywną dla całej warstwy wydaje się pochopne i nietrafne. W połowie lat siedemdziesiątych, gdy Prus pisał Przeklęte szczęście, jego stosunek do asymilujących się Żydów, a takimi byli w znacznym stopniu przedstawiciele plutokracji, był na tyle przychylny, że trudno wyobrazić sobie, aby pisarz istotnie widział całą tę grupę w sposób zasugerowany przez Włodka. Interpretacji Włodka przeciwstawić można choćby przywołane powyżej sądy Prusa na temat warszawskich „milionerów”.
Z całą pewnością wnikliwsze i ciekawsze, a także donioślejsze choćby ze względu na rangę samego utworu, są portrety Żydów skreślone na kartach Lalki. Najważniejsze z pojawiających się w powieści postaci żydowskich nie wywodzą się jednak z kręgów wielkiej finansjery. Choć nieubogi, idealista Szuman należy do całkiem innego świata, Szlangbaumowie zaś reprezentują średni, a nie wielki kapitał, podobnie jak zamożny warszawski kupiec Hirszgold, pojawiający się w Placówce2**, czy „kapitalista” Szaja Morgenbrot z Wsi i miasta23.
W zasadzie można więc stwierdzić, że czytelnikowi utworów beletrystycznych Prusa świat plutokracji nie został wcale przedstawiony, w publicystyce zaś znalazł odzwierciedlenie zupełnie marginalne, wręcz szczątkowe. Jak wytłumaczyć ów fenomen? Dlaczego zjawiska te w pismach Prusa, który słynąc z rozległości zainteresowań, pretendował wszak do przenikliwości sądów, znalazły tak wątły wyraz? Pytania te nasuwają się tym bardziej, że temat nie był obcy współczesnej Prusowi literaturze polskiej, niekiedy wysuwając się nawet na plan pierwszy - przykładem najoczywistszym Ziemia obiecana Władysława Stanisława Reymonta, ale i kilka dalszych utworów, choćby Mechesy Mariana Gawa-lewicza1 2 3, powieść o której Aleksander Hertz napisał, że jest „nieocenionym dokumentem dla zrozumienia procesu asymilowania się plutokracji żydowskiej końca wieku XIX”4.
Odpowiedzi należy chyba poszukiwać w dwóch obszarach: prywatnym i ideowym. Co do pierwszego, można sobie wyobrazić, że pisarz, pozostając w dobrych stosunkach z Kronenbergami, nie chciał poruszać tematu, który byłby im niemiły. Takie tłumaczenie musiałoby jednak zakładać małostkowość charakteru Prusa, o którą - w świetle jego licznych nonkonformistycznych wystąpień - trudno pisarza podejrzewać. Przykład Józefa Ignacego Kraszewskiego świadczy ponadto o tym, że bliskie stosunki z zasymilowanymi członkami plutokracji5 nie musiały stanowić przeszkody w podjęciu omawianej tematyki.
Niejako wbrew osobistym związkom potrafił on w Żydzie zaprezentować bynajmniej niejednoznacznie przychylny obraz żydowskiej plutokracji6.
Przyjmując, że nie motywacja osobista kierowała Prusem, należy rozważyć przesłanki ideowe, które mogły powstrzymywać go przed głębszą penetracją problemu. Być może przynajmniej we wcześniejszej fazie swej twórczości pisarz, sprzyjając asymilacji, nie chciał ukazywać zasymilowanych Żydów w niekorzystnym świetle. Dla Prusa, którego stosunek do kapitalizmu nie był całkowicie entuzjastyczny7, operacje finansowe na wielką skalę musiały przedstawiać się dość dwuznacznie, uczciwe zaś ukazanie świata żydowskiej plutokracji nie mogłoby się obejść bez uwikłania w nie także Żydów zasymilowanych. Wobec nieuniknionego w tej sytuacji swoistego konfliktu wartości - czy popierać asymilację czy demaskować mechanizmy rządzące wielką fmansjerą i tym samym dostarczać argumentów przeciwnikom asymilacji - Prus wybrał milczenie.
Strategią, która pozwalała niekiedy milczenie to przełamywać bez narażania na szwank opinii miejscowej zasymilowanej plutokracji, było przyglądanie się, nieraz bardzo krytyczne, poczynaniom jej odpowiednika za granicą, stąd na przykład zainteresowanie tak zwaną aferą panamską8. Sam pisarz podsuwa ów trop, pisząc (prawda, że raczej w kontekście politycznym niż ekonomicznym) w roku 1889: „[pragnąłem] pokazać: jak niebezpiecznymi są ci Żydzi ukształceni, którzy, wyparłszy się swego narodu, chcą rej wodzić w Europie. Wolałem [podkr. A.F.] pokazać takich na gruncie francuskim i niemieckim”9.
167
B. Prus, Placówka, s. 117 i n.
B. Prus, Wieś i miasto, s. 276.
234 Inne przykłady to: J.I. Kraszewski, Żyd (1866); M. Gawalewicz, Filistrzy (1887); tegoż, Warszawa (1901); tegoż. Wir (1908); A. Gruszecki, Szachraje (1899); K. Przerwa Tetmajer, Parma Mery (1901).
A. Hertz, Żydzi w kulturze..., Warszawa 1988, s. 262.
233 A. Żyga, Problem żydowski..., s.180.
Trzeba jednak zaznaczyć, że nieprzychylnie przedstawiona w powieści Kraszewskiego postać zasymilowanego bogacza Manna może stanowić zakamuflowany portret czołowego bankiera warszawskiego, Mathiasa Rosena, który ponoć dręczył groźbami pisarza pozostającego w trakcie pracy nad powieściąjego dłużnikiem. Wedle Żygi sytuacja ta mogła skłonić Kraszewskiego do wzięcia rewanżu na Rosenie na płaszczyźnie literackiej; ibid., s. 203.
Por. choćby konkluzję, jaką (w tonie jak najbardziej serio) zamyka Prus przywołaną powyżej utopijną scenkę na bezludnej wyspie: „Niezawodnie byłoby ludziom lepiej na świecie, gdyby: miejsce dzisiejszej konkurencji przemysłowców zajęła rozumna organizacja pracy, a miejsce sklepów — jakieś ogólne składy państwowe; gdyby każdy bez wyjątku musiał pracować; i gdyby miejsce złotej i srebrnej monety, którą można nie tylko zapracować, ale i ukraść, wyłudzić, zrabować, zastąpiły jakieś znaki, należące do wyraźnie wymienionej osoby i odpowiadające jej osobistym zasługom. Nie byłoby wówczas ani bankrutów, ani bankierów zarabiających miliony na zwyżkach i zniżkach...”; B. Prus, „Kurier Codzienny”, nr 296 z 26 października 1890, [w:] Kroniki, L 12, s. 291. Koncepcję zastąpienia „bezimiennych" pieniędzy indywidualnymi znakami dowodzącymi praw danej osoby do określonych wartości rozwija pisarz w: „Kurier Codzienny”, nr 324 z 23 listopada 1890, [w:] Kromki, 112, s. 300-302.
„Kurier Codzienny”, nr 43 z 12 lutego 1893, [w:] Kroniki, Ł 13, s. 250; „Kurier Codzienny”, nr 71 z 12 marca 1893, [w:], Kroniki, t. 13, s. 279.
„Kurier Codzienny”, nr 358 z 29 grudnia 1889, [w:] Kroniki, t. 12, s. 118.