XXII STRONNICTWO „POLITYKÓW' NA ZACHODZIB LUROPY
zresztą radykalnie, jeśli chodzi o funkcję polityczną i bazę społeczną, nie oznaczało więc podporządkowania ich papiestwu w sprawach świeckich. W Hiszpanii, Austrii czy Francji katolicyzm potrydencki musiał pójść na szereg ustępstw wobec władzy królewskiej za cenę zachowania niepodzielności rządów lub przynajmniej stanowiska religii panującej.
5. STRONNICTWO „POLITYKÓW” NA ZACHODZIE EUROPY
Opór przeciw koncepcjom państwa na usługach kontrreformacji, formułowanym przez Bellarmina oraz innych teologów katolickich, wychodził również ze środowiska tzw. „polityków”. Byli to ludzie stawiający interesy polityczne państwa (stąd nazwa całego kierunku) oraz dobro wszystkich jego obywateli (niezależnie od wyznania) ponad interesami Kościoła. Poglądy tej grupy narodziły się we Francji, rychło jednak zyskały sobie popularność również poza jej granicami. W wielu państwach Europy Zachodniej trwały bowiem wojny religijne, toczone przez zwolenników reformacji z wyznawcami katolicyzmu. Zarówno jedni, jak i drudzy łudzili się początkowo nadzieją odbudowy jedności chrześcijaństwa poprzez przekonanie lub pokonanie przeciwnika. Na przeszkodzie do porozumienia stała jednak nie tylko rozbieżna interpretacja Pisma św., ale i sprzeczne interesy — polityczne i gospodarcze — walczących stron. W miarę rozwoju konfliktu, obfitującego w liczne przykłady wzajemnego okrucieństwa, rosły straty materialne walczących stron, wzmagała się liczba ofiar, narastało znużenie i wyczerpanie. W tej sytuacji powstawało z jednej strony przekonanie, że rozbicia wyznaniowego nie da się przezwyciężyć na pobojowiskach Francji, Niemiec czy Niderlandów, z drugiej zaś tęsknota do silnej władzy centralnej, która położyłaby kres wzajemnym prześladowaniom i przeprowadziła pacyfikację stosunków.
Nastrojom tym wychodzili naprzeciw „politycy” podkreślający, że podstawowym zadaniem państwa nie jest niwelowanie różnic wyznaniowych, lecz zapewnienie spokojnego życia wszystkim obywatelom oraz posłuchu dla władzy centralnej. Jedność wyznaniową kraju należy oczywiście uznać za ze wszech miar pożądaną; droga do niej prowadzi jednak poprzez pokojowe pertraktacje, a nie wzajemne rzezie. Z faktu, że jedno wyznanie uzna się za panujące, nie wynika wcale, że nie należy tolerować innych (pod warunkiem oczywiście, iż zachowują się one lojalnie wobec władzy państwowej). Wśród francuskich „polityków” spotykamy zarówno przedstawicieli hugenotów, ze słynnym publicystą Filipem Duplessis-Momay na czele, jak i katolików, których głównym teoretykiem był wybitny pisarz polityczny Jan Bodin, pomawiany zresztą o sympatie proreformacyjne czy nawet indyferentyzm religijny. „Politycy” dość często powoływali się na przykład Polski; mocarstwowa pozycja Rzeczypospolitej świadczyła ich zdaniem, że tolerowanie różnych wyznań w jednym państwie nie szkodzi jego potędze. Kalwiniści czy luteranie są bowiem równie lojalnymi i dobrymi poddanymi króla polskiego, jak katolicy. Bodin wyraźnie rozdziela sprawy polityczne od kwestii religijnych. Potępia on bezwzględnie stosowanie przymusu w kwestiach wiary i wypowiada się za daleko posuniętą tolerancją wyznaniową. Mądrość polityczna zakazuje bowiem monarsze stosowania gwałtownych metod; mimo że zadaniem państwa są, według Bodina, cele religijne — poznanie Boga i jego praw oraz stosowanie się do nich — to jednak monarcha powinien się wystrzegać gwałcenia sumień poddanych.
W swym słynnym dziele Les six Imes de la Republique (Sześć ksiąg o Rzeczypospolitej) Bodin zawarł pochwałę władzy centralnej — absolutnej i nie podlegającej żadnym ograniczeniom z zewnątrz. Wysuwając na plan pierwszy suwerenny charakter tej władzy, przeciwstawiał się jednocześnie średniowiecznym teoriom dopuszczającym możliwość ingerencji papieża, czy nawet cesarza, w wewnętrzne sprawy każdego z państw. Za najlepszą z form