Prostytucja pod różną postacią, jak stwierdzają zgodnie liczni pamiętnikarze, zataczała szerokie koła, wskutek czego choroby weneryczne były bardzo częste. Wg współczesnego lekarza Lafontaine’a 80% rekrutów z Warszawy było dotkniętych „warszawską chorobą”. Nie dziwi nas to, gdy widzimy tryb życia i warunki higieniczne, w jakich bytowali wybrani przez nas przedstawiciele ulicy warszawskiej.
Władze patrzyły na ogół przez palce na to groźne zjawisko, stosując represje jedynie w stosunku do nierządnic najpośledniejszej klasy; wystawiano je czasem w klatce na widok publiczny albo chłostano na ratuszu, w tym czasie, gdy wytworne kurtyzany najspokojniej rozbijały się w karetach po Warszawie. Spotykamy się z zarzutami współczesnych pod adresem władz ciągnących korzyści z tego procederu; nie oszczędzono też instygatora jurysdykcji marszałkowskiej.
„Instygatora jurysdykcji marszałkowskiej funkcja nic więcej znaczyć nie powinna, jak tylko dopilnować po nocach hałasów, rozbójstwa, złodziejstwa, wszelkiego po szynkach kuglarstwa, po kafenhausach kostyrstwa i nierządnie bawiących się kobiet postrzegania [...] ale ich ichmość zamiast dopilnowania w swojej funkcji obowiązków nie tylko nierządnie bawiące się w Warszawie kobiety obdzierali do ostatniej koszuli i stąd intraty na wzór jakowegoś podatku dla siebie miewali, a po obdarciu takowym na potym, do dalszego czasu poróżnienia w fortunie przez szafunek ciała, na ich nierządność przez szpary z daleka patrzyli...” 13 Przykładowo podany życiorys Promochówny (nr 66) maluje postać prostytutki tych najniższych kategorii,
Przestrogi do policyi, cyt. wg: J. S. Bystroń, Warszawa, Warsza-
mieszczących się po różnych spelunkach przyszyn-kowych.
Bogate życie dworskie stolicy stwarzało atmosferę, w której mogły prosperować różne „niebieskie ptaki”, żerujące na łaskawości i zaufaniu pańskim. Do jakiego stopnia dochodziła łatwowierność protektorów, a bezczelność protegowanych, świadczy życiorys nr 6 — totumfackiego domu Potockich. Życiorys ten rzuca światło na szersze zagadnienie —bezkrytycznego stosunku współczesnych do wszystkiego, co cudzoziemskie.
Nie tylko większe dwory stanowiły azyl dla tych licznych mętów; widzimy w życiorysie Mateusza Jasińskiego (nr 24), jak różni ludzie znani „z miłosierdzia dla chudopachołków” padają ofiarami wydrwigroszy, naciągających ich w sposób planowy, zorganizowany.
„Młodzież między sobą — powiada Antoni Magier — zwała takich paniczów starostami przemyślskimi, to jest utrzymującymi się z jakowego przemysłu; gdyż jeden z nich grał dobrze w karty, inny pozyskał łaskę u pewnej wdowy lub mężatki, ten umiał pochlebiać lub bawić którego magnata itp.”13 Cechą charakterystyczną występującą nagminnie wśród tych z „różnego ludu” jest ciągła zmienność miejsca zamieszkania i pracy. Każdy z nich przy badaniu wymienia długi szereg nazw stancji, w których kwaterował, i panów, którym służył. Te ciągłe zmiany miejsca pracy wynikały niezawodnie, z jednej strony, z chęci wyzysku chlebodawców, a z drugiej — z niespokojnego charakteru tych elementów. „Gdybym był regularnie płatnym, nie gardziłbym panem” — tłumaczy się je-
u A. Magier, Estetyka miasta stołeczruA"M/arsza N«r., sygn. 1210, s. 304. & U 0
23