XXVI GENEZA „CHŁOPÓW"
Adam Grzymała Siedlecki potwierdza na przykład w jednym z artykułów, że niejeden raz uczestniczył w wieczornych spotkaniach przyjaciół, na których Reymont... wygłaszał nieledwie gotowe teksty kolejnych powieści, których oczywiście nigdy nie napisał.
Poczynając od trzynastego roku życia przez dalszych kilkanaście lat zdobywał Reymont doświadczenie życiowe imając się coraz to nowych zawodów i zajęć.
Odbywszy swoje Jata nauki i lata wędrówek”, przyszły autor Chłopów w wieku łat 26 znalazł ostatecznie cel swego życia: postanowił zostać pisarzem. Właściwie był nim od samego początku życia. Teraz jednak dopiero, w r. 1894, ogłosiwszy kilkanaście opowiadań i nowelek, stanął przed wielką szansą: wkroczenia do literatury. Z nadarzającej się szansy potrafił skorzystać. Przełomową rolę odegrała tu Pielgrzymka do Jasnej Góry, przyjęta bardzo ciepło przez czytelników, a także krytykę. Otwarła też ona młodemu Reymontowi drogę do wielkiej literatury. Rzucił się on teraz w wir morderczej wręcz pracy. Każda z powstających kolejno powieści w jakiś sposób wyrastała z osobistych jego doświadczeń. Każda była jednak właściwie kolejnym wyzwaniem, jakie rzucał on literaturze. Wciąż doskonalił swój warsztat, rozwijał umiejętności kreowania bohaterów, odkrywał głębię ich psychiki. W ciągu kilku zaledwie lat stworzył sam siebie: wielkiego pisarza!
Niewątpliwie bardzo interesująco brzmią opowieści krytyków literackich o niezwykłej pamięci wzrokowej autora Chłopów. Nie mogą przecież one przesłonić nam tej prostej prawdy, że w literaturze pięknej sam talent nie wystarcza. Potrzebna jest jeszcze usilna praca: nad sposobami artykulacji tworzonego w wyobraźni świata. Pracy tej Reymont się nie przeraził. Toteż odniósł sukces, czego dobitnym dowodem była wzrastająca liczba recenzji i artykułów poświęconych jego dziełom. A przecież, ani prawdziwy sukces Komediantki, ani nie mniejszy sukces Ziemi obiecanej nie zadowalał tych krytyków, którzy
uważnie śledzili jego drogę rozwojową. Oni wiedzieli, że stać go na dzieło prawdziwie wielkich wymiarów. Jak pisał w czerwcu 1901 r. Jan Lorentowicz, bliski znajomy Reymonta (mieszkali w Paryżu w jednym pokoju!); „Nadszedł czas, aby opuścić żydowskie buduary oraz prowincjonalnych kabotynów i napisać książkę syntetyczną o życiu chłopów”1. Znamienne, że wszyscy z góry zakładali, iż będzie to na pewno dzieło wielkie, wręcz epokowe. Wiele wskazuje na to, że te oczekiwania i nadzieje krytyków, iż to właśnie Reymont będzie autorem „chłopskiej epopei”, nie były tylko pobożnymi życzeniami. Rodziły się one na bardzo konkretnych przesłankach. Chodzi w tym wypadku o specyficzny typ psychiki tego autora.
Krytycy usiłowali niekiedy, i to nie tylko po II wojnie światowej, przedstawiać Reymonta jako twórcę o rodowodzie chłopskim. To, iż urodził się na wsi, w rodzinie wiejskiego organisty, nie upoważnia przecież do postawienia takiej tezy. Zresztą sam pisarz protestował przeciw próbom dopisania mu chłopskiego rodowodu. Nie był Reymont z pochodzenia chłopem. Spędzone przecież na wsi dzieciństwo wywarto niezwykle silne, niezatarte wręcz piętno na jego osobowości. Wszystko wskazuje na to, że mimo podejmowanych wciąż na nowo prób zahaczenia się w różnych zawodach, pozostał on na swój sposób obywatelem polskiej wsi. I to nie jako „człowiek luźny”, żyjący na marginesie wiejskiej społeczności, ale jako pełnoprawny jej członek. Bodaj najcelniej charakter tych jego związków z wsią ujął w r. 1925 Stanisław Pigoń. Pisał on:
Jeżeli Żeromski niósł się jak orzeł wysoko nad narodem, wyprzedzając go i raz w raz pokrzykując doń z góry przestrogą przed czyhającymi nań przepaściami zginienia, to Reymont garnął wprost z ławą narodu, wewnątrz jego masy, wmieszany w nią, współżyjący i współczujący, właśnie jak zbożny współpątnik [...] coś jakby stary gazda ogarniał on
J. Lorentowicz, Lettres polonaises, ..Mercurc de France” 1901, nr 6, s. 840 (cyt. przeł. F. Z.).