uv ŚWIAT PRZEDSTAWIONY
bec naczelnika powiatu, ale i wobec pisarza gminnego. Trudno dopatrzeć się w jego postaci choć jednej sympatycznej barwy. Bezstronnego obserwatora musi także zdziwić fakt wyboru właśnie jego na stanowisko wójta. Czyżby chłopi nie poznali się wcześniej na nim? Wygląda na to, że „zawinili” tu nie tyle iipczanie, ile... sam autor. Chcąc ^skompromitować narzuconą społeczeństwu polskiemu przez rosyjskiego zaborcę administrację samorządową, świadomie przerysował postać jej głównego w powieści reprezentanta. Od samego początku Piotr Rakoski otrzymał zadanie reprezentowania władzy, nie zaś chłopów, stąd też wzięła się jednostronność jego portretu. i Kowal, jzięć Boryny, dosyć często pojawia się na kartach powieści. Raz po raz narrator stara się nas przekonać, że człowiek to chytry. Z chwilą, gdy zaczyna działać, wyziera z niego prostacka wręcz przebiegłość, której jednak bez trudu potrafi oprzeć się Hanka. Kowal stanowi w krajobrazie Lipiec element w pewnym sensie obcy (miejski ubiór!). Zresztą i gromada nie akceptuje gJ (scena W KSrczmie). Być może ową odmienność jego sylwetki uzasadnia w pewnej części przynajmniej to, iż nie pracuje on na roli, nie ma bezpośredniego kontaktu z ziemią. Nie może więc zaliczać się do grona gospodarzy!
Inaczej nieco wygląda sprawa ą księdzem plebanem, jl on wprawdzie osobiście nie uprawia ziemi, jest przecież niewątpliwie gospodarzem. Dogląda prac potowych, na co dzień obraca się w kręgu spraw gospodarstwa. Z zawodu jest pasterzem dusz, właściwie jest jednak nade wszystko... właścicielem dużego gospodarstwa. Przywiązany do spraw ziemskich, nie zwraca zbyt wielkiej uwagi na stan swej owczarni duchowej. Owszem, w czasie kazania stać go na wielkie słowa, a nawet groźby. Wszystko wskazuje jednak na to, że zapomina o tych słowach i groźbach natychmiast po opuszczeniu murów kościoła. Podobnie zresztą czynią i jego wierni.
Nie sposób tu przywołać wszystkich ważniejszych bohaterów Reymontowej tetralogii. Trzeba jednak jeszcze zatrzymać
się przy tajemniczym nieco 'Rochu. TCrytycy nie darzą go zbyt wielką sympatią. Jedni piszą o nim jako o postaci papierowej, inni — symbolicznej. Być może dzieje się tak dlatego, że przykładają do niego te same kryteria, co do innych mieszkańców Lipiec. A przecież Rocho należy do ludzi zwanych dawniej „luźnymi”, którzy przemierzali kraj nie zawsze w poszukiwaniu pracy, raczej z wrodzonej ciekawości świata. Wiele wskazuje na to, że Rocho ulepiony został z gliny pochodzącej co najmniej z trzech, .różnych złóż W pierwszym rzędzie — z utrwalonej w świadomości zbiorowej Polaków legendy o wę-drujących po kraju w latach czterdziestych XD£ w." “spiskowcach,, "demokratyćŹTiych, którzy OśTłowaIT\CćTajg'riąć w krąg spraw nagrodowych chłopów (jak np. ks. Piotr Ściegienny). Dla ukrycia się przed okiem żandarmów często wdziewali chłopską sukmanę (np. Julian Goslar). Rocho zawdzięcza także t^igle -tta-dycjjjjziadowslciej, jarmarczno-odpustowej. To głównie zresztą dzięki niemu tradycja ta odżywa na kartach utworu. On upowszechnia wśród lipeckich chłopów owe przedziwne podania i legendy rodem z kalendarzy ludowych i popularnych wydawnictw „groszowych”. Przy kreowaniu postaci Rocha odwołał się Reymont także do tradycji, jaką ukształtowali w II połowie XIX w. nauczyciele szkółek ludowych, zwanych często „szkołami zimowymi”. Wobec niedostępności dla dzieci chłopskich szkoły normalnej, z nauczycielem posiadającym kwalifikacje, wiele wsi polskich, szczególnie w Galicji, organizowało we własnym zakresie szkółki zimowe, w których powołany ad hoc umiejący pisać i czytać gospodarz bądź parobek wiejski uczył dzieci tej sztuki za z góry uzgodnioną opłatą. Nauka odby-wała się tylko zimową porą, gdy dzieci nie muslałypomagać rodzicom w prowadzeniu gospodarstwa.
To właśnie te trzy tradycje ożywają w postaci powieściowego Rocha. Może nie we wszystkim zostały one dopasowane, w dwóch bowiem pierwszych tomach utworu Rocho występuje -głównie jako wędrowny pół żebrak, pół nauczyciel ludowy,