watywnyeh. Dla organizatorów podróży ważna jest znajomość poszczególnych kategorii turystów, zróżnicowanych według sposobu ich postępowania i zachowania. Muszą wiedzieć, że można się spotkać z turystami „czepialskimi”, naciągaczami, „bałangowcami”, nowobogackimi czy handlarzami.
W turystyce zagranicznej - w klasyfikacji Światowej Organizacji Turystyki -przyjęto segmentację rynku światowego według regionów geograficznych, a mianowicie: Europa, Ameryka, Afryka, Bliski Wschód, region Wschodniej Azji i Pacyfiku oraz kraje Południowej Azji.
Przyjazdy turystów w 1996 r. ilustruje tabela 6. Stale się zmniejsza udział Europy w przyjazdach: w 1996 r. wynosił on 58,7%, w 1995 r. - 59,0%, w 1994 r. - 59,6%, podczas gdy w 1990 r. - 62,0%, w 1980 - 65,6%, a w 1970 - 70,5%.
W zależności od sytuacji rynkowej mamy do czynienia z „rynkiem nabywcy” i z „rynkiem sprzedawcy”. „Rynek nabywcy” charakteryzuje się nadwyżką podaży nad popytem. Kupujący znajduje się w sytuacji uprzywilejowanej wobec sprzedawcy. Wymusza to w sposób naturalny troszczenie się o klienta i podejmowanie różnych działań konkurencyjnych. „Rynek sprzedawcy” charakteryzuje się długotrwałą przewagą popytu nad podażą. Sprzedawca znajduje się w korzystniejszej sytuacji przetargowej nad kupującym. W określonych sytuacjach może to prowadzić nawet do różnych sytuacji patologicznych,
W okresie gospodarki socjalistycznej w Polsce mieliśmy do czynienia z permanentnym stanem „rynku sprzedawcy”, ze stałymi niedoborami artykułów mniej łub bardziej potrzebnych oraz artykułów pierwszej potrzeby - i z podobną sytuacją w zakresie usług.
Mieliśmy system kartkowy na wiele artykułów, jak cukier, mięso, mąka, mleko w proszku, słodycze, alkohol i papierosy, oraz system talonów na samochody i inne artykuły trwałego użytku, a także system zapisów i tzw. społecznych kolejek oczekujących na meble i inne wyroby. Konsekwencją takiego stanu były kolejki w sklepach, łapownictwo, uprzywilejowana pozycja sprzedawców. Ogólnie rzecz biorąc, większości artykułów nie kupowało się, ale „załatwiało”. Wystarczy przypomnieć, że kupno zwykłego suszu herbaty czy cytrusów było wielkim problemem, jak problemem było nabycie mydła, proszku do prania czy artykułów higieny osobistej. System ten rodził rozwiązania patologiczne, jak tzw. sklepy za żółtymi firankami - dla dyplomatów oraz uprzywilejowanych grup społecznych (funkcjonariusze partyjni, MSW i wojsko) oraz tzw. bufetów na terenie dużych zakładów pracy, gdzie czasem, dla rozładowania napięć, dawano do sprzedaży wędliny, mięso lub cytrusy, a niektóre takie artykuły sprzedawano z samochodów na trasie 1-Majowego pochodu.
Podobna sytuacja istniała w turystyce, zwłaszcza w zagranicznej turystyce wyjazdowej, w której istniał permanentny „rynek sprzedawcy”. Przyczyn tego stanu rzeczy było wiele. Jest to odrębny temat. W tym miejscu wystarczy tylko wymie-
57