Sysygia: 'mima i animus
co— na zasadzie błędnego koła — wzmaga z kolei jego poczucie niższości. Tym samym tracą oparcie wszelkie jego stosunki z ludźmi, albowiem zarówno mania wielkości, jak i poczucie niższości niszczą wzajemne uznanie, bez którego nie może istnieć żaden stosunek.
Jak wspomniałem powyżej, łatwiej jest pojąć cień niż animę czy animusa. W pierwszym przypadku dysponujemy pewnym przygotowaniem dzięki wychowaniu, które od dawna stara się przekonać ludzi, żc nic są chodzącymi doskonałoś-ciami. Dlatego każdy rozumie łatwo i szybko, co mamy na myśli mówiąc o „cieniu”, „niższej osobowości” itp. Gdyby zaś tego już nic wiedział, to niedzielne kazanie, własna żona lub urząd podatkowy mogłyby z łatwością odświeżyć jego pamięć. Ale z animusem i animą sprawa nic przedstawia się już tak prosto; po pierwsze, nic istnieje tu żadne wychowanie moralne, a po drugie, najczęściej zadowalamy się upartym obstawaniem przy swojej racji i chętniej lżymy innych (jeśli nic lobimy nic gorszego), niż uznajemy nasze projekcje. Co więcej, wydaje się naturalne, żc mężczyźni mają irracjonalne zachcianki, a kobiety takie same poglądy. Ta sytuacja ma oczywiście podłoże instynktowe i nic może ulec zmianie, ponieważ właśnie w ten sposób empcdoklejska gra neikos (nienawiśic) i philii (miłości) może rozgrywać się przez całą wieczność. Natura jest konserwatywna i niełatwo pozwala zakłócić swój ład. Animus i anima znajdują się na ochronnym terenie natury, która zawzięcie broni ich nietykalności. Dlatego o tyle trudniej przychodzi nam uświadomić sobie projekcje animusa i animy, niż uznać ukryte w cieniu strony naszej osobowości. Wprawdzie w tym drugim przypadku musimy pokonać pewien opór takich naszych cech, jak próżność, przesadna ambicja, urojenia, skłonność do resentymentu, jednakże w pierwszym przypadku dołączają się do tego ponadto trudności czysto intelektualne, nie mówiąc już zgoła o treściach projekcji, z którymi w ogóle nie
wiemy, co zrobić. W końcu rodzi się w nas głęboka wątpliwość, czy uświadamiając sobie rzeczy, które ostatecznie należałoby zostawić w spokoju, nie mieszamy się za bardzo w spraw}’ natury.
Jakkolwiek wiem z własnego doświadczenia, że istnieje pewna liczba ludzi, którzy bez szczególnych trudności intelektualnych czy moralnych potrafią zrozumieć, co mam na myśli mówiąc o animusie i animie, to przecież częściej spotykamy ludzi, którzy nie zadają sobie najmniejszego trudu, by pojęcia te zrozumieć i połączyć z nimi pewne wyobrażenia. Dowodzi to, żc formułując te pojęcia przekroczyliśmy nieco granice potocznego rozumienia. W rezultacie pojęcia te są niepopularne właśnie dlatego, że wydają się obce. Pociąga to za sobą ten skutek, że rodzą one przesądy, przez co pojęcia te zostają uznane za tabu, jak to od dawna zawsze bywało ze wszystkimi rzeczy mi niespodziewanymi.
Jeżeli teraz niejako wysuniemy żądanie, by ludzie usuwali swe projekcje, ponieważ jest to zdrowe i pod każdym względem korzystniejsze, wkroczymy tym samym w dziedzinę dotąd zupełnie nic znaną. Dotąd każdy był przekonany, żc wyobrażenie „mój ojciec”, „moja matka” itd. jest najwierniejszym odbiciem rzeczywistego ojca, matki itd., tak iż jeśli ktoś powiada „mój ojciec”, to nie ma na myśli nikogo innego, jak tylko swego ojca, takiego, jaki jest on w rzeczywistości, sam w sobie. Sądzi on tak faktycznie, ale to nie znaczy, żc istotnie zachodzi tu tożsamość. Tu bowiem mamy do czynienia z antynomią enkekaJymmenos (^zasłoniętego”)4. Jeśli mianowicie wyobrażenie, jakie X ma o swoim ojcu i jakie za wyobrażenie swojego rzeczywistego ojca uważa, wstawimy do psychologicznego rachunku, nic rozwiążemy go,
* Pochodzi ona od Mega ryj czyta Eubulidesa i brzmi: „Czy możesz poznać swego ojca? — Tak. — A czy możesz poznać tego zakrytego człowieka ? — Nie. — Ten zakryty człowiek to twój ojciec. A więc możesz i nic możesz poznać swego ojca”.
6 — Archetypy i łymhole