bądź też narzuconym nam niegdyś kierunkiem „rozwoju” osobowości. Kierunek ten może okazywać się zupełnie absurdalny w nowym otoczeniu, bo więzy społeczne zmieniają się wraz z pojawianiem się modyfikacji ciała lub tożsamości. Ciało usytuowane jest pomiędzy społecznością a osobowością i podmiotowością. Po akcie transgresji nasiąkamy nowymi „okolicznościami społecznymi”. Nawarstwiają się one w osobowości na wcześniejszych społecznych uwarunkowaniach, bynajmniej nie uwalniając nas od zależności psychicznych wynikających z faktu, że posiadamy tożsamość. Wzbogacają nas, co przeczy naszemu dążeniu do idei wolności jako pustki - braku uzależnień i więzów psychicznych. Przed przekroczeniem nie możemy zdawać sobie sprawy z tego, co będzie się działo z nami w nowym kontekście psychicznym i społecznym. Wizja stanu rzeczy sprzed przekroczenia nigdy nie jest tożsama z wizją po przekroczeniu.
Media, ze swej istoty, służą transgresji ciała, gdyż funkcjonują po to, by czynić możliwym, co możliwe dotychczas nie było. Medialne przekraczanie ciała zmienia całą kulturęf31. gdyż relacje podmiotu - ciała - kultury zostają przekształconej^]. Gało, jego płciowość i wszelkie uwarunkowania zostają zawieszone, tym samym umożliwiają swobodną zabawę kontrastem między światem medium a światem, w którym są istotne.
Możliwe jest widzenie bez podmiotu, bo obrazy mogą być rejestrowane, a nawet analizowane bez udziału człowieka. Dzięki mediom pokonujemy więc ograniczenia ciała, wnikamy „nagą psychiką” w akcie tele-obecności, wynikającej z tele-widzenia, w inne konteksty kulturowe i stawiani jesteśmy w permanentnym stanie konfliktu niewspółmiernych skal wartości, pomiędzy światem wyidealizowanej, pozbawionej cielesności i znakowej natury seksualności fantomów ekranowych, a światem pełnym niedoskonałości i rozpadu. Wirtualizacja naszej tele-obecności odbywająca się w procesie wkraczania nowych technologii w medialną rzeczywistość z jednej strony uniezależnia nas od bytów istniejących i daje nieograniczone pole ekspansji wyobraźni, a z drugiej jeszcze boleśniej wprowadza w ograniczenia ciała, bo uświadamia nieistnienie tej drugiej strony ekranu. Wyidealizowana „mediasfera" zostaje skonfliktowana z biosferą. Zanika fraktalizująca się część podmiotu, która złączyła się z wirtualną przestrzenią lub terroryzuje swoją doskonałością i wyższością. Zanegowanie wiary w cyberprzestrzeń, „mediasferę”, skórę kultury, które towarzyszy nam wciąż w dużej części naszego poza-medialnego żyda, kiedy myślimy o cyberprzestrzeni jako czymś nieistniejącym, urojonym, sprawia, iż tożsamość nasza zostaje wtedy oparta na res extensa - pojmowanej jako nagiej konsumpcyjnej zwierzęcości, która zwątpiła już nie tylko w zawartość treściową medium, ale i całą równie odrealnioną, zdekonstruowaną i od-czarowaną kulturę. Uznała bowiem tę ostatnią za arbitralną, kontekstualną i dyskursywną, bo pozbawioną podpórek metafizycznych i religijnych, a także otwartą na erystyczne manipulacje etyką jako dziedziną filozofii. Innymi słowy, gdyby odbierać ludziom raz zaistniałą w ich życiu cyberprzestrzeń, która zdążyłaby wyzwolić ich instynkty, obserwowalibyśmy wtórne uzwierzęcenie ludzkości, które daje się odczuć choćby podczas wieczornego spaceru po mieście. Przestrzeń miasta przesycona hiperrealistyczną estetyką uwalnia człowieka, podobnie jak cyberprzestrzeń, spod poczucia prawa i odpowiedzialności za konsekwencje czynów. Transgresja cielesności zostaje zastąpioną transgresją kultury.
To w sposób oczywisty powoduje konieczność przyspieszonego i zintensyfikowanego dialogu