kto wie czy, nie jeden z najlepszych w całym dorobku Them). Swoją chwytliwością mógłby obdzielić kilka innych kawałków z tego albumu (i nie mam tu na myśli chwytliwości radiowo-festyno-wej). Słuchając pierwszy raz wstępu do następnego numeru, czyli "Fields Of Immortality" byłem lekko zaskoczony. Fajny motyw na basie przeplatając)' się z jakimiś dziwnymi dźwiękami po chwili zgrabnie przechodzi w heavy metalowy riff. Ogólnie trzeci album Them to płyta przyzwoita, momentami jednakże trochę na siłę prze kombinowana i przesadnie patetyczna. Chwilami idealnie pasuje to do opowiadanej historii, jednakże gdzie indziej moim zdaniem trochę się z nią gryzie. No cóż, widocznie nie do końca rozumiem intencje zespołu... "Return To Hem mesmoor" to ostatnia część historii opowiadanej przez tą wesołą załogę. Czy aby na pewno? Zakończenie jest trochę niejednoznaczne, więc przypuszczam, że można się spodziewać powrotu KK Fossora w przyszłości i zapewne jeszcze nie raz przypomni nam o swym istnieniu (4).
Bartek Kuczak
Thrust - The Heim Of Awe
24120 l*urc Steel
US power metal na pewno nie byłby bez Thrust tak porywającym zjawiskiem - stwierdziłem w wywiadzie dotyczącym najnowszego wydawnictwa Amerykanów i nie ma co, to najszczersza prawda. Fakt, po klasycznym i debiutanckim "Fist Held High" długo nie mogli się pozbierać i groziło im pozostanie zespołem jednego albumu, ale koniec końców' ogarnęli się. Efektów' tegoż, w postaci płyt "Harvest Of Souls" i najnowszej, trudno nie docenić - zespół Rona Cooka jest w uderzeniu. I oby ten stan rzeczy trwał jak najdłużej. Na 'The Hełm Of Awe" mamy więc wszystkie trademarkowe patenty Thrust, a do tego heaw/powerme-talowe w szerszym znaczeniu, tak klasyczne, jak tylko się da. W sumie, to gdyby nie brzmienie, to ów album mógłby ukazać się gdzieś w 1985 czy w następnym roku. jest bowiem tak klasyczny i zakorzeniony w tamtej epoce. I fajnie, ktoś musi dzierżyć sztandar takich dźwięków, w myśl, wciąż przecież aktualnego, hasła z pierwszego LP "Posers Will Die!". Na nowym albumie też nie brakuje utworów', które mogą stać się z czasem ponadczasowymi klasykami Thrust: rozpędzony, mroczny opener "Black River", jeszcze szybszy "Blood In The Sky", ze szponiastym głosem Erica Claro, spokojniejszy "Killing Bridge". bardziej epickie "Purgatory Gates" i zamykający płytę utwór tytułowy - prawdziwych perełek tu nie brakuje, a ponad 50 minut odsłuchu mija błyskawicznie. Świetna płyta, (6).
Wojciech Chamryk
2020 ATM
Po wydaniu drugiego albumu trochę się w szeregach Thundermother zakotłowało. Dlatego przy kolejnym materiale "Thundermother" Filippa Nassil miała już w składzie nową wokalistkę Guer-nikę Maneini i perkusistkę Emlee Johansson. a koniec końców personalne roszady nie ominęły też stanowiska basistki, które piastuje obecnie Majsan Lindberg. I nie ma co ukrywać, dziewczyny nagrały najlepszą płytę w dyskografii zespołu. Zastanawiałem się przed dwoma laty jak absencja Clare Cunningham odbije się na Thundermother. ale Guernica Manci-ni robi świetną robotę i wydaje mi się wokalistką bardziej uniwersalną od swej poprzedniczki. Niezależnie od tego czy mowa o szybkich, dynamicznych, łączących hard rocka i rock 'n' roiła numerach w rodzaju openera "Loud And Aliver czy singlowego "Driving In Style", miarowych rockerach "Free Ourselres" i "Bad Habits", w który ch słychać wpływy AC/DC, glamowym "Back In '76" czy balladzie "Sleep" dziew'-czyna radzi sobie bowiem wyśmienicie, potwierdając, że jest wokalistką bardzo wszechstronną, obdarzoną mocnym głosem o ciekawej barwie i sporej skali. Na "Heat Wave" składa się aż 13 utworów i co najmniej kilka z nich to potencjalne przeboje, a cała płyta powinna przypaść do gustu zarówno fanom ciężkiego, jak też i bardziej melodyjnego retro rocka, bo w reklamowymi sloganie: "Thundermother don't just play rock'n’roll. Thundermother are rock 'n' roli!” nie ma krzty przesady. (5)
Wojciech Chamryk
2020 ScU-Krlcascd
Do 9 czerwca meksykański Thun-derslave był młodym, rokującym spore nadzieje zespołem, a jego debiutancki album "Unchain The Night" miał ukazać się nakładem
dynamicznie działającej wytwórni No Remorse Records. Wystarczyła jednak chwila "beztroskiej" zabawy' na cmentarzu, polegającej na niszczeniu nagrobków', przewra-caniu krzyży, etc. i stali się zwykłymi wandalami. Muzyka zeszła na dalszy plan. a szkoda, bo to całkiem udany album, 45 minut klasycznie metalowych dźwięków', miks Nowej Fali Brytyjskiego Heavy Metalu z europejskim speed metalem lat 80., głównie tym niemieckim - siarczystym, surowym, ale całkiem też melodyjnym. W tę stronę ciążą krótsze, bardziej zwarte utwór)', jak fajny opener "Light-ning Strikes". singlowy "Maniac" czy "Inner Voices" - normalnie przypomina mi się pierwsza połowa lat 80., kiedy takie właśnie granie było na porządku dziennym. Na drugim biegunie są te dłuższe, urozmaicone utwór)': "Wicked Night" z maidenową pracą gitar i basu oraz zadziornym śpiewem Carlosa Wilda. mocarny na modłę Accept. patetyczny "Heaty Metal Master■" oraz "Warriors Of The Night". wykorzystując)' klawiszowe brzmienia, z balladową zwrotką i chóralnym refrenem. Muzycznie jest więc całkiem nieźle - może jak chłopaki spoważnieją będzie jeszcze lepiej, bo czystego heavy metalu na poziomie nigdy za wiele. (4)
Wojciech Chamryk
Tiran - No Gods/ No Masters
2019 W'inp Of Destruction
Rosyjscy thrashers z Tiran są zespołem dość rozpoznawalnym w światowym podziemiu: istnieją od 15 lat, mają na koncie trzy abumy (najnowszy to "Apocalyptic Tales" sprzed trzech lat), a do tego lubują się we wszelkiej maści Splitach, koncertowych taśmach czy EP-kach. Na "No Gods, No Masters" prezentują dwa nowe utwór)', autorski i cover Sabbath. nagrane na przełomie 2018/19 roku oraz dwa koncertowe, zarejestrowane latem 2018. Chociaż "Apocalyptic Tales" i "Metal Messiah" widnieją również w programie kasety live "Apocaly-pse In Bułgaria", to są to jednak inne wykonania, fragmenty koncertu w "Badland Bar" w Rostowie nad Donem. Inna sprawa, że to bardziej oficjalny bootleg niż nagranie koncertowe z prawdziwego zdarzenia - sound na krawędzi czytelności, jakby nagrano to na "jamnika" postawionego z boku sceny, ale słychać, że zespół radzi sobie na niej wyśmienicie i nie bierze jeńców, zwłaszcza w black/thrasho-wym "Apocalyptic Tales". Utwór)' studyjne brzmią zdecydowane lepiej. Własny "No Gods, No Masters" ma w w' sobie coś z mroku Slayera przełomu lat 80. i 90., połączonego z szaleńczą bezkompro-misowością Sodom czy Nuclear Assault. "Witchflight" też pędzi wściekle do przodu, nie tylko jak, oryginalnie wykonujący go Sabbath. ale też Destruction z najlepszych lat 80. Dla fanów podziemnego thrashu "No Gods, No Masters" to więc jazda obowiązkowa, a w wydawnictwa Tiran i nie tylko można zaopatrzyć się w prowadzonej przez lidera grupy Wings Of Destruction. (4,5)
Wojciech Chamryk
Torch - Reignited
2020 MctatoUe
Dwie świetne płyty z lat 80. i długa cisza po rozpadzie w roku 1986 -nie ma co ukrywać, Torch wystawił cierpliwość swych fanów na nielichą próbę. Co prawda w roku 2003 nastąpiła reaktywacja, ale bardziej na pół gwizdka, a i wydany wtedy album "Dark Sinner" to większości nowe w'ersje starych numerów. Dopiero gdy zebrał się stan,' skład udało się stw-orzyć premierowy materiał, czego efektem jest "Reigni-ted". I nie ma co owijać w bawełnę, ten trzeci/czwarty (niepotrzebne skreślić, wedle uznania) album Torch trzyma poziom debiutu z 1983 roku i wydanego rok później "Electrikiss". Przeważają tu szybkie, dynamiczne utwór)', takie jak świetny opener "Knuckle Duster". mający w sobie coś z AC/DC i Krokus "Feed The Flante" czy surowy "Cradle To Grave" - każdy z nich, wydany w latach 80., byłby dziś klasykiem gatunku. Niegorsze są mocarne rockery, numer)' mające w sobie coś z mocy Accept z najlepszych lat. "Collateral Datna-ge". "AU Metal, No Rust" i "Snake Channer", a owo wrażenie potęgują jeszcze chóralne refreny. A propos wokali: Dan Dark, chociaż nie młodzieniaszek, daje radę, bez dwóch zdań jego strun głosowych rdza się nie ima. Podobnie z gitarzystami, bo Chris J First i Hakky wymiatają jak za dawnych lat, zwłaszcza te pojedynki w "Intru-der" robią wrażenie. Godzi się też
RECENZJE