wystrojoną marionetkę, matka tłumaczy dziecku: Pamiętaj,
byś była grzeczną, jak ta lalka!”. Służba poucza ją, że "mąż
to duża lalka, co mruga wąsami, po łysinie się głaszcze, a
14
jak ją żona dobrzej ściśnie, to z gęby pieniądze wyrzuca"
Cóż dziwnego, iż bohaterka wyrasta na istotę pozbawioną elementarnych ludzkich odruchów.
W kontekście takich poglądów całkiem naturalne stają się głosy krytyków, widzących w Izabelach i Ewelinach niezawinione produkty systemu wychowawczego. Biologicznie dojrzała, dwudziestopięcioletnia kobieta, która bez przykrości przyjmuje uściski Starskiego, wierzy, że dzieci to "małe cherubiny, zasłane z nieba po to, ażeby starsi mogli urządzać kinderbale" (I, 45). Ilic nie wie i nie będzie wiedziała o życiu, bo wymaga się od niej tylko tego, by nawet najgłupsze pytania zadawała - z wdziękiem. Jak by wyglądała -gdyby żyła - córeczka ((rzeszowskich? Biologicznie - płód degeneracji i nieatrakcyjności, umysłowo i moralnie - zapewne potworek. Może nawet dochodziłoby do konfliktów z matką o prawo do zabawy lalką od "Lessera" za piętnaście rubli? Kult sprzętów po zmarłej, ustawiczne sprzątanie jej pokoju, zabranianie innym korzystania z zabawek przy całkowitym lekceważeniu spraw dietetyki i higieny, zdają się świadczyć o niedojrzałej, dziecięcej umysłowości. Krzeszowska tkwi w dziecięctwie; dorosła na tyle, aby nikczemnie czynić ludziom zło, lecz jej stosunek do zabawek (Heluni nie wolno ich dotykać) i gorsząca rola w procesie, zainspirowanym zresztą przez kalumnie Maruszewicza, wskazują, że ta moralna siostra Dulskiej przeżywa dzieciństwo zamiast swej córki.
Przywiązanie baronowej do tej lalki można porównywać z wypadkami, opisywanymi w pedagogice, które potwierdzają, iż dla dzieci zabawka jest najwyższym dobrem. W sądzie nazywa ją "najdroższą pamiątką", bez której nie ma dla niej życia ("Myślałam, że umrę z żalu"). Helunia, wbrew zakazowi matki, całuje Chrystusa "w buzię", lalkę zaś - "w koniec lakierowa-
164