O PILNIEJSZYCH POTRZEBACH.
przez poczucie obowiązku wszystkie warstwy społeczeństwa, nie wyłączając nawet... wieśniaków. Jedni czytają,—inni tylko na półki stawiają, ale wszyscy mają prawo z dumą powiedzieć: popieramy swoją naukę.
Dlaczegóż u nas jest inaczej? Wszak serca, zdolności i dobrych chęci nam niebrak. Gdzież źródło tej ogromnej, nienaturalnej różnicy ? Wszak i my mamy pretensye do „kultury**, bodaj wyższej nawet! Cała tajemnica w tern, że my kończymy na pretensyach tylko i chęciach, gdy inni działają, że nie oceniamy potęgi skromnego grosza, pomnożonego prze: milion i nie mogąc albo nie chcąc dać dużo, wolimy nic nie dawać. Tak samo nie rozumiemy potęgi wolnych kwadransów, chwilek odkradzionyoh rozrywce po pracy obowiązkowej. Zapominamy, że po za obowiązkiem chlebodajnym istnieją jeszcze obowiązki wyższej kategoryi. Ludzi zdolnych je pełnić nie brak, począwszy od miast, a kończąc na wiejskich zaściankach. Czas, ten „pieniądz** społeczeństw dojrzałych, nie jest jeszcze towarem drogim w kraju, w którym jak długi i szeroki, w święto czy dzień powszedni tłumno nad zielonymi stolikami, w którym nad rozwiązywaniem rebusów i łamigłówek mozoli się tysiące ludzi, obdarzonych istot-nemi zdolnościami, gdzie nazajutrz po wydrukowaniu logogryfu albo szarady, redakeye zasypywane są stosami listów, ze wszystkich stron kraju.
Niebrak nam tedy umysłów bystrych, głów zdolnych i chętnych do wysiłku umysłowego, ale... tylko brak zastanowienia.
Niechby tysiączna część tych sił czynnych nieprodukcyjnie, skierowała się na pole nic powiem pracy, ale choćby rozrywki użytecznej, polegającej choćby na czytaniu, jużby nic więcej nic było potrzeba. Jużbyś-my mieli pod sztandarem nauki tysiące jednostek bystrych, zdolnych do wzniesienia się na wyżyny pracy samodzielnej i owocnej. Wspomniałem o czytaniu książek, nic mam jednak na myśli owego pochłaniania utworów powieściowych, którym hołdują tłumy. Takie czytanie, uprawiane wyłącznie, graniczy z próżniactwem umysłowem. Tu chodzi o książki naukowe, zastosowane do skali umysłu i gustu osobistego.
Zajmijmy się w wolnych chwilach, czein się nam podoba, ale zajmijmy na prawdę i z wytkniętym celem. Taka praca leży całkowicie w granicach naszej możności. Ofiarujmy nauce tylko cząstkę czasu wolnego, tylko cząstkę groszy, marnowanych bezcelowo, a dokażemy cudów. Wyschła i wyjałowiona niwa zazieleni się, kraj stanie do szeregu, z którego, niestety, wycofał się prawie całkowicie.
Oto kilka myśli ogólnych. Wracając teraz do archeologii, a właściwie obchodzącej nas tutaj prahistoryi, dodam, że jest z nią gorzej jeszcze niż z ludoznawstwein, gorzej niż z wieloma naukami. Nasza pra-historya nie posiada dziś ani miłośników, ani mecenasów, ani umiejętnych pracowników.
A przecież praca jest tu raczej przyjemną rozrywką i na tern zapewne polega tajemnica jej szybkiego rozwoju.
Tutaj zwolennik kart znajdzie kombinacye, ciekawsze od wintowych, lubownik rebusów może rozwiązywać zagadki, ułożone przez wieki i przy-