94 RECENZJE I PRZEGLĄDY PIŚMIENNICTWA
liwie, z zapałem, z wrodzoną sobie energią i zachłannością. Pamiętam, że ktoś z kolegów nazywał ją „wszędobylską”.
Dzięki temu „wszędobylstwu”, co bardzo różniło Danilewiczową od innych pracowników zasiedziałych czasem latami na jednym miejscu pracy, mogła ona objąć swą pamięcią szeroki zakres prac, problemów, spraw organizacyjnych, personalnych i lokalowych składających się na możliwie pełny obraz Biblioteki Narodowej w 1. 1928-1939. Mogła także utrwalić, a przynajmniej przypomnieć całą gromadę ludzi — szefów i kolegów — którzy wówczas Bibliotekę kształtowali i z Autorką stykali się w codziennej pracy. Miała nadto szerokie rozeznanie w ówczesnej problematyce bibliotekarskiej, będąc .czynnym członkiem Związku Bibliotekarzy Polskich i przez szereg lat jego sekretarzem generalnym. Reszty we Wspomnieniach dokonała znakomita pamięć, która pozwoliła Autorce odtwarzać na żywo wiele drobiazgów i szczególików, które czas najczęściej zaciera w ludzkiej pamięci. Te drobne szczegóły zapamiętane i opisane barwnie przez Danilewiczową składają się na żywy wizerunek ludzi, urządzeń lokalowych i atmosfery codziennego bytowania Biblioteki. Nie jest to z pewnością głębsze ujęcie ówczesnych problemów ani wysiłków i ludzkich dokonań, które dopiero z czasem owocują i stają się wówczas bardziej dostrzegalne, lecz jest to panoramiczne ukazanie różnorodnych spraw i ludzi, tak jak je Autorka widziała i zapamiętała. Tkwi w tym ujęciu dodatkowy walor bezpośredniego przekazu nie zdeformowanego późniejszym retuszem.
Podkreślam to całościowe ujęcie spraw i ludzi Biblioteki Narodowej we Wspomnieniach Da nile wieżowej, bo chyba nikt inny spośród ówczesnych pracowników Biblioteki nie mógłby się pokusić o takie właśnie ujęcie. Przypomnieć bowiem należy, że Biblioteka Narodowa nie mając wówczas własnego lokum (o czym niejednokrotnie mowa we Wspomnieniach) rozbita była po najrozmaitszych pomieszczeniach pod wieloma adresami (o ile pamiętam, było tych adresów na początku trzynaście), w odległych od siebie dzielnicach miasta. Sytuacja lokalowa trochę się poprawiła, kiedy w 1930 r. adresy jej zredukowane zostały do trzech, które w skrócie nazywano: „Rakowiecka”, Raperswil” i „Krakowskie”.
Ten dziwoląg lokalowy opisany został barwnie przez Autorkę Wspomnień i znalazł wyraz nawet w układzie książki, której poszczególne rozdziały noszą tytuł Rakowiecka 6, Rapersioil w Warszawie i Krakowskie.
Nie były to jednak tylko trzy adresy Biblioteki Narodowej, lecz również trzy księstwa udzielne, słabo ze sobą zgrane i niewiele o sobie wiedzące, a małe grupki pracowników nie kontaktowały się ze sobą i najczęściej się nawet nie znały.
Danilewiczową, pracując przez 11 lat we wszystkich działach Biblioteki i pod wszystkimi jej adresami, mogła poznać i zapamiętać wszystkie odcinki pracy, ~ wszystkie kąty Biblioteki i cały jej personel. To całościowe spojrzenie podnosi niewątpliwie wartość Wspomnień o Bibliotece Narodowej.
Jest rzeczą naturalną i zrozumiałą, że Autorka szczegółowiej i szerzej opisuje te odcinki pracy, które szczególnie umiłowała i w których brała najbardziej czynny, inspiratorski i samodzielny udział. Do takich należy ostatni rozdział Wspomnień pt. Wystawy Biblioteki Narodowej. Rozdział ten nie tylko informuje szczegółowo o tym odcinku pracy, lecz również omawia genezę, tematykę wystaw i znaczenie społeczne tego rodzaju imprez bibliotecznych, które zapoczątkowała Biblioteka Narodowa, a które rozpowszechniły się w działalności bibliotek dopiero po wojnie.
Dodatkowym walorem podnoszącym wartość książki jest również fakt, że Autorka po opuszczeniu Biblioteki Narodowej we wrześniu 1939 r. nie utraciła kontaktu ani z nią, ani z zawodem bibliotekarskim. Długo czuła się wciąż jeszcze — jak to sarąa formułuje — „pracownicą Biblioteki Narodowej”. W tej roli zabezpiecza zbiory biblioteczne na wszystkich szlakach swej wojennej wędrówki. Następnie w Paryżu, potem w Anglii zajmuje się gromadzeniem i zakupem poloników dla